Skip to content

image

26 kwietnia 2016.

To ja.

Właśnie skończyłam ostatnią sesję terapii. Po dwóch latach i czterech miesiącach (a w sumie po czterech i pół roku) rozstałam się z Panią K., która zdecydowała się wziąć mnie na warsztat.

Myślałam, że będę skakać ze szczęścia, że nadszedł czas, kiedy jestem wolna i że nie muszę już pamiętać, że od lat wtorek jest świętym i nietykalnym dniem w moim kalendarzu. Zamiast tego czułam dzisiaj wielki smutek, a potem zapierające dech w piersiach wzruszenie i nudności wywołane emocjami.

Bo po raz pierwszy w życiu zrobiłam coś długofalowego od początku do końca.
Bo po raz pierwszy w życiu nie uciekłam, kiedy bywało trudno.
Bo po raz pierwszy w życiu zaufałam komuś naprawdę (sobie przecież też jeszcze niedawno nie ufałam).
Bo czuję się spokojna, bezpieczna.
Bo nie czuję lęku o to, co będzie jutro i czy świat się zawali, czy nie.

Jestem szczęśliwa, ale przez łzy. Jak dziecko, które wyfruwa z gniazda na upragnione studia: osiąga pewien stopień niezależności i dorosłości, ale opuszcza znany mu dotychczas świat.

Ostatnie 10 lat mojego życia (wyłączając ostatnie półtora roku) było straszne. Z dzisiejszej perspektywy (mówię zupełnie szczerze i bez przesady) nie mam pojęcia jakim cudem udało mi się je przeżyć. I psychicznie i fizycznie.

Jestem szczęśliwa, bo ukończenie terapii i wyleczenie się jest moim największym życiowym osiągnięciem. Jest moim największym sukcesem.

Jestem szczęśliwa, choć w głowie ciągle kołacze mi się pytanie: co teraz?

Po raz pierwszy w życiu jestem z siebie naprawdę dumna. Zadowolona z siebie w pełni. Mam poczucie, że odwaliłam kawał ciężkiej, trudnej i bardzo czasochłonnej roboty.

Jestem głęboko wdzięczna Pani K. za lata pracy, za te godziny słuchania, rozmów, naprowadzania. Za akceptację, za przypomnienie mi kim jestem. Jestem też wdzięczna wszystkim ludziom, którzy się nie przestraszyli tego wtorkowego rygoru i którzy mnie w nim wspierali. Judytko, Mamo, Człeku, Ciociu i Babciu – dziękuję. Dziękuję tym, którzy ułatwili mi doprowadzenie terapii do końca: moim wyrozumiałym szefom i moim koleżankom z pracy i spoza niej. Dziękuję też Tobie Q. za to, że nie uciekłeś, że szanowałeś to, co robię i że zawsze się tym tematem interesowałeś.

Jestem potwierdzeniem śmiało postawionej kilka lat temu tezy, że można sobie życie ułożyć, posprzątać, wyleczyć.

Życie można ogarnąć.

🍾🍾🍾

image