Skip to content

W życiu każdego człowieka znajomi prędzej czy później odgrywają znaczącą rolę. W szkole są najważniejsi, bo albo są źródłem ostatecznej akceptacji, albo ich nie ma wcale. Znajomych można nie lubić, szczególnie, gdy kruszeją ideały, a biel i czerń nastoletniego życia zaczynają szarzeć. W pewnym momencie życia można się nawet pogodzić z tym, że znajomi po prostu są do życia niepotrzebni i da się bez nich żyć. I to prawda. Tylko po co żyć bez znajomych?

Kiedyś myślałam, że to trochę jak rodzina – innej mieć nie będziesz. Dziś mam znajomych z bardzo różnych, niezależnych od siebie środowisk. Doceniam ich różnorodność, odmienność, dostępność i niedostępność. Lubię to, że mają inne punkty widzenia, kompletnie różną wrażliwość, energię i doświadczenie. Każdy radzi inaczej, każdy żyje ze swoimi problemami. 

Zanim się z kimś umówię, zdążę się za nim porządnie stęsknić, zamiast znudzić. Nie przypuszczałabym, że to kiedyś powiem, ale mam znajomych. Mam wielu znajomych. Lubię moich znajomych. I bardzo się cieszę, że się gdzieś tam spotkaliśmy i żadne z nas nie uciekło.