Skip to content

ranonaOkazuje się, że jestem zadaniowcem i ostatnio polubiłam stawianie sobie nowych wyzwań. Dziś czas na porcję kolejnych celów do realizacji.

Ostatnio pisałam o tym, jak metoda małych kroków jest w stanie sprawić, że w życiu zrobimy duży krok do przodu. U mnie takimi małymi kroczkami są poszczególne małe wyzwania, które sobie stawiam.

Czym innym jest rzucenie sobie wielkiego postanowienia odmiany swojego życia, a czym innym jest rozebranie jej na czynniki pierwsze i opanowywanie ich po kolei, aż zaczną stanowić całość, czyli tę właśnie przemianę, na którą czekaliśmy.

Dostałam wreszcie spersonalizowany plan żywienia od psychodietetyczki, do której jakiś czas temu poszłam. Ma on kilka cudownych cech: jest tylko mój, jest wyczekany i jest rozsądny. Wiem, od czego zaczynam, oraz gdzie zawieszona jest poprzeczka. Znam dokładnie cel, który określony jest kilkoma liczbami. Zmiana nawyków żywieniowych to u mnie w tej chwili plan najważniejszy i najtrudniejszy.

Żeby odciągnąć swoją uwagę od nadmiernego skupiania się na robieniu sobie kilku posiłków dziennie, pomyślałam, że mogę sobie podarować super prezent w postaci dłuższego i spokojniejszego dnia. Jakim cudem?

Mój kolega z pracy (cześć Błażej!), który – swoją drogą – prowadzi zdrowy tryb życia, powiedział mi kiedyś, że wstaje wcześnie rano, żeby przed pracą mieć jeszcze „kawałek życia”. Potem kilka razy spotkałam się z takim sposobem na życie, głównie u osób bardzo aktywnych i odnoszących życiowe sukcesy (czyż to nie zastanawiająca korelacja?). A potem zasłyszałam wywiad z Renatą Przemyk, która mówi, że w życiu cieszy się chwilami, między innymi porankiem, a udaje się jej to zrobić poprzez nastawienie budzika na nieco wcześniejszą godzinę, żeby móc trochę w łóżku poleżeć, na spokojnie wypić kawę, tak,  by poranek nie był wyrwaniem nas z ciepłego łona na zimną salę operacyjną.

Kilka razy już myślałam o tym, by tak zrobić, ale jakoś plany te, z różnych względów zawierających się w słowie: lenistwo, porzucałam.

Skoro mam już plan żywienia, a zapowiada się, że na najbliższy czas, będę pochłonięta pracą, warto sobie dać przyjemność z poranka i pozbawić się wiecznej gonitwy. Dlatego, kolejnym małym celem, jest to, bym o 6:00 piła poranną kawę – może być w piżamie.

A na dowód tego, że nie rzucam słów na wiatr, jakiś czas temu postanowiłam sobie, że będę częściej pisać, a jeśli dam radę, to nawet codziennie. Efekt jest na tyle widoczny, że nawet koledzy w pracy zauważają, a skoro daję radę wcisnąć w codzienny plan pisanie bloga, to dam radę wstawać przed 6:00.

Z resztą, jeszcze inny kolega z pracy, dziś podrzucił mi fajny pomysł:

Nowy stuprocentowy sposób na to, żeby nigdy nie zaspać?
Ustawiasz alarm w budziku na 7:00 rano, a na kompie formatowanie dysku C na 7:05.

Jak nie pomoże po dobroci, to na pewno użyję tego sposobu.

Jeśli macie swoje małe cele (lub już nawyki), które pozwalają wam ustawiać sobie dzień, podrzucajcie. A nuż sobie pomożemy! 🙂