Witam Was wszystkich bardzo serdecznie moi kochani! Powinnam się trochę bardziej Wam podlizać za tę obsuwę z postami, ale skutecznie ogarniałam swoje życie, a to zajęcie dość czasochłonne.
Poza tym, że w ciągu tych kilku tygodni milczenia Polskę zdążyła odwiedzić Beyonce, Borussia przegrała, a my wkurzaliśmy się nabzydczoną Sandrą Borowiecką, ja zdążyłam podwójnie znaleźć pracę, zadecydować o powrocie w rodzinne strony, wypłakać się na finale The Office, katować wszystkich w domu Random Access Memories Daft Punk, oraz napisać dwa rozdziały pracy i wykąpać małe dziecko.
W zmianach fajny jest ten okres, kiedy mija burza, opada bita długo piana i zauważa się rzeczy, które do tej pory nie chciały się ujawnić. A jak się je już zobaczy, można się nimi zająć, coś z nimi zrobić, wywalić, zmienić, poprawić.
Poza tym, zasadziłam sałatę w doniczce i przerobiłam własnoręcznie ciuch.
No, i mimo, że nie byłam na koncercie Beyonce, to i tak jej klimat towarzyszy moim ostatnim tygodniom.
Ło o o o o o o o o o o o o…