Skip to content

dialogi

Być może niektórzy z Was jeszcze nie wiedzą, ale moja najlepsza przyjaciółka jest w ciąży. Odkąd pracę odstawiła z wiadomych względów na bok, ma więcej czasu, między innymi dla mnie, co bardzo mnie cieszy, szczególnie, że za chwilę na świecie pojawi się bąbelek i pewnie wiele się zmieni, ale póki co, mamy mnóstwo czasu na rozmowy, a bardzo lubimy rozmawiać.

Jako, że razem studiowałyśmy dziennikarstwo i obie w tym zawodzie pracujemy (Ona w radiu, ja się wdałam w romans z reklamą, ale sercem jestem wciąż w prasie), mamy wiele tematów do rozmów, nie tylko na podłożu babskich i życiowych spraw, ale także mamy o czym ze sobą porozmawiać w tematach zawodowych. A że do tego mamy dość duże poczucie humoru i naprawdę lubimy sobie poszydzić, czasem autentycznie zdarzało mi się mieć zakwasy na brzuchu ze śmiechu, albo w pośpiechu lecieć do toalety, bo dosłownie mogłam się ze śmiechu posikać.

Czasem jednak prowadzimy rozmowy bardzo życiowe. Które z założenia mają nas podnieść na duchu,  jednakowoż efekt osiągamy dość mierny. Tak było i dziś.

P: Justyno, miałyśmy rację nie angażując się w studenckie pierdoły. Właśnie o tym napisano.
J: Uf, bo właśnie miałam się zapisywać na Erasmusa do przemysłowej mieściny na granicy polsko-słowackiej – Bańskiej Bystrzycy.
P: Walić koła naukowe. Właśnie czuję ten rodzaj mini-przyjemności, pamiętasz, na psychologii to miałyśmy – potwierdzenia swojej teorii. I mimo, że wiesz, historie naszych znajomych tłukących się po urzędach pracy i recepcjach były wystarczające, to jednak zawsze miło jest przeczytać takie rzeczy.
J: Tak. Mamy dowód na piśmie.
P: Tylko kto to mówi… Człowiek sukcesu, któremu zapewne na macierzyńskim zabraknie na pieluchy, do człowieka, który w wyniku błędu tępych urzędników obecnie na rękę ma jakiegoś tysiaka.

Żeby nie było, że nam się w życiu zbyt kolorowo układa.