Skip to content

Screenshot_9

Obserwuję sobie różnych ludzi w sieci. Jedni mnie bawią, inni intrygują, mam też takich, którzy mnie irytują w jakiś niewytłumaczalnie uzależniający sposób. Są też ludzie, których obserwuję, bo są niesamowicie mądrzy i ciągle się czegoś od nich uczę. Ostatnio nauczyłam się tego, że doskonałym sposobem na szczęście jest pomyśleć o tym, co w danej chwili masz, a o co jeszcze niedawno walczyłeś, próbowałeś zdobyć lub mogłeś utracić.

Dziś jestem przeszczęśliwa.

Kilkanaście dni temu kupiłam sobie piękną, nową maszynkę do golenia. Poręczna, w pięknym odcieniu różu (wiadomo), z kilkoma ostrzami i w przystępnej cenie. Podczas rytuału kąpieli generalnej, czyli tego rodzaju kąpieli, który można nazwać przywracaniem się do porządku, maszynka poszła w ruch i obsłużyła mnie należycie. Po kąpieli balsam, piżamka, łóżeczko, a unoszący się przepiękny zapach czystego człowieka wywoływał pewne poczucie dumy, że owym człowiekiem jestem ja.

Jako, że podobno Bóg jest sprawiedliwy, dając mi ładną buzię i kilka talentów, dał mi w pakiecie również taką przypadłość, że jedyną ksywę, jaką mogłam dostać na pierwszym roku studiów, była „mokra paszka”. Problemu pozbyłam się po kilku latach prób i błędów, zmiany kolorystyki szafy na w 80 procentach czarną i testach setek różnych niezawodnych produktów.

Znalazłam w końcu jeden, który kupować można tylko w niektórych aptekach i jest superskuteczny, ale używanie go do superczynności nie należy.

Nie, to nie jest historia tego typu, że ktoś po goleniu tzw. okolic bikini aplikuje sobie spirytus w ogoloną skórę. To jest historia, w której kierując się ładnością rzeczy i jej taniością, kupujesz bubel rujnujący fragment Twojego ciała.

Chryste Panie. Składniki mojego genialnego antyperspirantu musiały znaleźć jakieś tajne kanały, którymi przeniknęły do wnętrza mojej skóry podrażniając ją, parząc, paląc i rujnując doszczętnie. Bez wdawania się w szczegóły – wyjęcie kubka z szafki stało się dla mnie niemożliwe. Zapomnij o goleniu, zapomnij o mydle, zapomnij o dotyku i zapomnij o dezodorancie. Nie na jeden, dwa czy cztery dni. Zapomnij o tych cudownych i błogosławionych rzeczach na dwa tygodnie.

Ubierz się ładnie, w lejącą bluzkę, wsiądź do pociągu, pojedź na ważną służbową prezentację. Posiedź trochę w za ciepłej taksówce, pobiegnij ze dwa razy po schodach, ściągnij kurtkę i poczuj zapach prawdziwego człowieka. Nie tego wypielęgnowanego sprzed kilkunastu dni, który leżał w twoim własnym łóżeczku. Poczuj zapach człowieka, który zapewne albo nigdy nie poznał mydła i tego, że istnieje taka czynność jak mycie, albo właśnie wrócił z sześciogodzinnego treningu dźwigania piłki lekarskiej i biegów przez płotki z ową piłką w rękach.

Siedź na tej prezentacji i myśl nie o tym, jak świetne pomysły przestawiasz wraz z zespołem, ale o tym, czy jak będziesz przechodzić to wszyscy padną, czy pomyślą, że powinnaś iść do obory, bo stamtąd chyba właśnie wyszłaś. Myśl o tym, jak niskie poczucie pewności siebie właśnie masz, albo nawet nie myśl o tym, tylko czuj (o ironio), jak bardzo chcesz teraz zniknąć z jakiejkolwiek powierzchni, którą dzielisz z innymi ludźmi, albo jak bardzo chcesz cofnąć czas i nigdy nie kupować tej ślicznej różowej maszynki za 2,99zł.

Ale wystarczy kilkanaście godzin i pierwsze efekty leków od pani doktor z nocnej opieki medycznej, byś mogła bez jęków i stękania wejść do wanny, skorzystać z pachnących płynów w butelkach, a nawet wytrzeć się do sucha i użyć pudrowego dezodorantu, by poczuć jak wielki kamol spada ci z serca, i że to uczucie, którego właśnie doświadczasz, to nic innego, jak szczęście.

Możesz swobodnie usiąść obok koleżanek, nawet się nad kimś nachylić. Możesz sięgnąć po dowolną rzecz i ubrać bluzkę, na którą miałaś ochotę. Znowu jesteś normalnym człowiekiem, który ma normalne zmartwienia, jak brak pieniędzy, trwoga o przyszłość, problemy w związku, problemy w pracy, kredyt.

Po tak dotkliwym, choć pozornie błahym doświadczeniu, cała reszta świata wydaje ci się nagle tak mało znacząca i łatwa do rozwiązania. Nagle masz siłę, by stawić czoła przykrej rzeczywistości. Przecież nie ma nic gorszego od pełnego pęcherza, bolącego ucha czy zęba i od podrażnionej skóry gdziekolwiek.

Więc jeśli pragniesz szczęścia natychmiast, pomyśl o najgorszej rzeczy jaka cię ostatnio spotkała i poczuj tę olbrzymią ulgę i szczęście, że tej rzeczy już nie ma. I że teraz siedzisz sobie przed komputerkiem lub z jakimś urządzeniem mobilnym w dłoni i czytasz sobie o tym, jak poczuć szczęście z powodu tego, że jakąś obcą dziewczynę z internetu przez kilkanaście dni bolały pachy.

Nie ma za co, kochani. Nie ma za co.