Skip to content

Przychodzi taki dzień, kiedy od lekarza wraca się z zupełnie inną receptą. To jest recepta, której nie da się wykupić.

„Truskawkowe pocałunki”

6 VII 2006

Przestronny jasny salon ma trzy duże okna. Firanki lekko powiewają na wietrze. Z zewnątrz dobiegają odgłosy ulicy – warkot samochodów, głosy przechodniów, klaksony. Dochodzi ósma rano. Jola podchodzi do okien i je zamyka. Momentalnie w pokoju robi się ciszej. Słychać tylko odgłos pompy do materaca i głośny oddech. Jola podchodzi do dużego łóżka, dotyka ręki Adama, poprawia kompres na jego czole.

– Dzień dobry Adasiu. Zobacz, jak pięknie jest za oknem!

Adam nie może jednak zobaczyć ani słońca, ani śnieżnobiałych firanek, ani twarzy Joli. Ma półprzymknięte oczy i wygląda jakby spał. Ale nie śpi. Gwałtownie zwraca głowę w stronę, z której mówi do niego Jola. Słyszy.

Jego ciało przypomina wysłużoną, reperowaną wiele razy lokomotywę, która resztkami sił próbuje dotrzeć do ostatniej stacji. Dziesiątki blizn, odparzeń, ran i śladów choroby, która go dotknęła. Oddycha głośno i nieregularnie. Stojąc przy łóżku, można usłyszeć bicie jego serca.

 ***

Jola dzwoni po lekarza. Lucyna, matka Joli, szykuje śniadanie.

Jola siada przy stole. Lucyna podaje jej śniadanie i herbatę. Siada obok córki.

– Adaś ma bardzo wysoką gorączkę. Rano zrobiłam mu kompres, bo był bardzo rozpalony. Za chwilę trzeba będzie mu go zmienić.

– Dzwoniłaś po panią doktor?

– Tak, przyjedzie za godzinę.

– Jedz, Joluś – Lucyna ponagla córkę.

Jola patrzy w okno.

28 I 2005

W balowej sali wypełnionej po brzegi występuje kabaret. Jest studniówka. Uczniowie parodiują swoich nauczycieli, podsumowują lata swojej nauki, śpiewają. Publiczność klaszcze, śmieje się i krzyczy. Najgłośniej słychać jeden śmiech tuż zza sceny. To śmieje się Adam.

Tradycją stało się, że przychodził zawsze na zabawy swojej starszej córki Julii. Był na jej komersie, był na jej półmetku.

Tak się złożyło, że pomagałam organizować studniówkę, a na studniówkę musiało przyjść kilku rodziców. W pewnym momencie zdałam sobie sprawę, że nie wyobrażam sobie zabawy bez taty, więc bez wahania go zgłosiłam. Myślałam nawet, żeby to z tatą zatańczyć poloneza, ale gdy mu to zaproponowałam, odpowiedział, że już chyba całkiem spadłam z drzewa.

Rozlegają się dźwięki poloneza. Słychać szelest sukien, widać uśmiechy maturzystek, poważne twarze maturzystów. Adam stoi na palcach i macha do Julii. Gdy Julia kłania się swojemu partnerowi, uśmiecha się do taty. Szczęście.

Okazuje się, że dla młodszych uczniów występujących w kabarecie nie ma miejsca przy stołach. Wywiązuje się kłótnia, którą Adam przez przypadek słyszy.

– Jakiś problem? – pyta. – Chwilka.

Po piętnastu minutach osiem osób siedzi przy swoim stoliku i świętuje razem ze wszystkimi.

– Dla pana Adama nie było słowa „niemożliwe”. Potrafił załatwić dosłownie wszystko i robił to w sposób zadziwiający. Nikt nie wiedział kiedy, gdzie i jak. I zawsze miał przy tym uśmiech na twarzy – widać sprawiało mu to ogromną radość – mówi pani Gosia, nauczycielka Julii.

– Wytańczyłam się z tatą Julii za wszystkie czasy. W ogóle nie czuło się różnicy, że jest te dwadzieścia lat starszy, choć chyba każdy miał ogromny respekt przed nim, szczególnie chłopcy – uśmiecha się Kasia, koleżanka Julii.

– Pan Adam przysiadł się do naszego stolika i rozmawiał z nami. Nie był typem natrętnego rodzica, który zgrywał młodzieniaszka. Z nim kochało się rozmawiać. Nigdy nie pouczał nikogo, ale potrafił wyrazić swoje zdanie i widać było, że na pewne rzeczy się nie zgadzał. Był w tym wszystkim bardzo tolerancyjny, choć czasem, jak każdemu, zdarzyło mu się powiedzieć coś głupiego – wspomina Hania. Zawsze było wiadomo, że szanował swojego rozmówcę, więc drobne faux-pas nikomu nie przeszkadzały.

Czasami wydawało mi się, że tata ma po prostu głód ludzi. Podchodził do kogoś i jak gdyby nigdy nic, zaczynał rozmowę. Myślę, że dzięki tym rozmowom tak wiele wiedział o życiu, mimo że tak mało o nim mówił.

25 VI 2006

Zgrzyt klucza w furtce budzi psa rasy collie. Julia ledwo przeciska się przez bramkę z wielkim plecakiem. Hektor szczeka i skacze. Stęsknił się.

Julia wchodzi po schodach, jest gorąco. Drzwi do domu są otwarte. Zapach domu to najwspanialszy zapach świata. Na sznurach wiszą białe prześcieradła, piżamy taty. Za praniem zauważa wózek z nocnikiem.

Pamiętam ten dzień bardzo dobrze., bo rozpoczęłam wtedy tak zwane kodowanie. Po dłuższej nieobecności w domu, zmiany, które w nim zachodziły, widać było od razu. One wręcz rzucały się w oczy. Kiedy widziałam kolejną zmianę lub otrzymywałam jakąś przykrą informację, po prostu ją kodowałam. Takie „aha” pod nosem, bez analizowania.

W kuchni babcia gotuje obiad. Zapach jedzenia miesza się z zapachem leków. Julia o dziwo lubi ten zapach. Jest czysto i spokojnie. W dużej misce leżą truskawki. Julia podchodzi do nich i próbuje.

– Pokrój truskawki w ósemki do tej miseczki – mówi babcia.

– Na koktajl można rozdrabniać mikserem, babciu.

– To dla taty.

Zakodowane.

Zapach truskawek drażni nozdrza. Z miseczką w ręce Julia idzie nakarmić tatę po raz pierwszy w swoim życiu. Nie widziała go dwa tygodnie. Chwyta za klamkę i otwiera drzwi. Do połowy zaciągnięta roleta sprawia, że w sypialni panuje przyjemny chłód. Cicho gra radio. Tata śpi. Widać tylko tył jego głowy i to, że stracił większość włosów. Julia patrzy na nogi taty – są chude jak jej ręce. Dwa miesiące temu przytulała się do stukilogramowego wysokiego mężczyzny. Dzisiaj widzi chłopca.

Kładzie miseczkę na stoliku obok łóżka.

– Cześć tatuś – mówi próbując przechylić tatę na plecy.

– O…

Rozespana twarz taty to najpiękniejszy widok świata. Julia widzi, że połowa twarzy jest już całkiem sparaliżowana. Jedno oko jest szeroko otwarte, drugie jakby przymknięte. To przymknięte jest normalne. Guz uciska na nerw i blokuje większość mięśni lewej strony twarzy.

Zakodowane.

– Przyniosłam ci truskawki. Zjemy?

– Nie.

– Nie jesteś głodny?

– Nie.

Julia poprawia poduszki pod głową taty, podkłada pod brodę serwetkę i bierze do rąk miseczkę.

– Zjemy razem, dobrze?

– Nie, nie… Ja ci zostawiam.

Łyżeczka z czerwonymi owocami wędruje do ust Adama.

– Mmmm – mruczy.

– Połknięte?

Adam kiwa głową.
Kolejna łyżeczka znika w jego ustach. Po chwili pokazuje dłonią, żeby Julia zjadła resztę. Julia mówi, że już zjadła swoją miseczkę. Adam może więc jeść dalej.
Julia bierze ściereczkę i delikatnie wyciera Adamowi szyję i podbródek. Adam krzywi się. Julia odkłada na bok skrawek materiału i wyciera tacie twarz dłonią.
– Zadzwoń do Julii i spytaj, kiedy wraca – mówi.
Julia odpowiada, że zadzwoni.
Całuje tatę w usta. Cała pachnie truskawkami.
Koduje.
6 VII 2006
– Mąż ma bardzo wysoką gorączkę.
– Wdała się jakaś infekcja?
– Nie, to jest gorączka od mózgu. Pani Jolu, to dzisiaj.
12 I 2005
Zimny, styczniowy poranek. Julia wsiada do samochodu. Jak co dzień wycofuje, by móc wyjechać z parkingu. Zna ten manewr na pamięć. Nagle czuje uderzenie i słyszy głośny zgrzyt. Bokiem samochodu zahaczyła o przyczepę ciężarówki.
Kilka miesięcy wcześniej rodzice kupili nowy samochód. Miał być samochodem mamy. Przeprowadziliśmy się i wszędzie nagle było daleko. Często zawoziłam do szkoły też Judytkę, a potem sama jechałam do swojej.
Ciężarówka odjeżdża, Julia wysiada z auta. Rysa na całej długości samochodu. Wgniecenie i goła blacha na wierzchu. Biegnie do biura Adama.
– Tato… chodź, zobacz co zrobiłam – wyjąkuje.
– Co się stało?
– No bo cofałam…
Adam wychodzi z biura. Widzi wielką jak Rów Mariański rysę.
– Jedź do szkoły! – krzyczy do Julii.
– Tato, ale auto jest zniszczone…
– Jedź!
Julia wsiada do samochodu, odpala silnik i jedzie. Podczas jazdy bardzo płacze. Myśli, że nie mogła zrobić głupszej rzeczy. Spóźnia się na lekcję. Wszystko opowiada grupie, bo wszyscy widzą, że jest zapłakana.
Po lekcji wychodzi z klasy, pod którą spotyka Adama.
– Nie martw się, Julia. Głupio się stało, ale najważniejsze, że tobie nic nie jest. To się naprawi z ubezpieczenia. Ja też kiedyś rozwaliłem tacie auto i wiem, jakie to paskudne uczucie.
– Ja też cię przepraszam.
– Ale chamsko rozwaliłaś te drzwi, wiesz?
Oboje wybuchają śmiechem.
14 VI 2006
Odgłos żelazka delikatnie zagłusza dźwięki wydobywające się z telewizora. Sterta wyprasowanych ubrań leży złożona na łóżku. Julia kończy prasować ostatnią koszulkę. Adam leży na wznak i nieobecnym wzrokiem patrzy w sufit.
– Schowam deskę i ubrania i coś obejrzymy, dobrze?
Adam ściąga usta w „podkówkę”, robi zdziwioną minę i unosi ramiona do góry. Nie umie odpowiedzieć. Julia wie, że tata mówi „tak”.
– Tatuś, dziś jest mecz Polska – Niemcy.
– O…
– Jak myślisz, kto wygra?
Adam nie wie.
– Ja bym chciała, żeby nasi, chociaż chyba nie mają szans.
– Po co?
– Po co grają?
Adam kiwa głową.
– Są mistrzostwa. Ostatni mecz Polaków, bo dwa przegrali.
– Niech ładnie grają tam.
Adam złapał wzrok Julii. Widać, że jest skupiony. Po chwili patrzy w sufit.
Julia idzie schować rzeczy.
Wraca i kładzie się obok Adama.
– Zaczął się mecz? – pyta go.
Adam nie wie.
– O, chyba tak. Spójrz i powiedz mi, czy to jest mecz.
Adam kiwa głową.
– Dzięki, tato. Ja nigdy nie znałam się na piłce.
Oglądają mecz. Adam szturcha delikatnie Julię.
– Czegoś ci potrzeba?
Adam podnosi bladą i delikatną dłoń i dotyka dłoni córki. Julia uśmiecha się, całuje dłoń i do końca meczu trzyma tatę za rękę.
*
Tata nigdy nie był specjalnie wylewny, raczej niewiele mówił. Ale nie wiadomo dlaczego miał największy autorytet w całej rodzinie. To, co mówił, było zawsze niepodważalne. Owszem, zdarzały się dyskusje, gdzie czasem obalaliśmy jego argumenty, ale to tata zawsze uchodził za eksperta. Od wszystkiego.
Miał prostą zasadę – szanował ludzi i sam oczekiwał szacunku. Z ludźmi, którzy mu go nie okazywali, po prostu unikał kontaktu. Niestety, większość ludzi wykorzystywała jego filantropijne zapędy. Tata dawał sobie wchodzić na głowę. Gdyby miał ostatnie dziesięć złotych, by przeżyć, a przyszłabym do niego albo ja, albo Judytka i poprosiłybyśmy o pieniądze na kino, bez wahania oddałby je nam. On w taki sposób mierzył swoją wartość jako męża i ojca. Wszystko miałyśmy dzięki niemu. Tyle, że on ciągle chciał dawać nam więcej.
Kilka lat temu tata skończył budować wymarzony dom. Wykończyli go z mamą bez luksusów, bo ani mama, ani tata nie chcieli pięknej willi, tylko chcieli normalny dom. Wtedy zmarło kilku kolegów taty, a że był przesądny, skojarzył, że wszyscy niedługi czas przed śmiercią przeprowadzili się z mieszkań do domów. Wszyscy mówiliśmy mu, że to bzdury, ale on jakby wiedział, że jego spotka ten sam los.
No i pół roku po tym, jak się wprowadziliśmy, dokładnie w marcu, tata poszedł do lekarza, bo coś mu wyskoczyło na plecach – kontynuuje. – Okazało się, że to rak. Bo on już chorował wcześniej. Wycięli mu pół pleców i węzły chłonne. Potem wyleczyli go i po sześciu latach rak wrócił. To go poraziło. On bardziej bał się zachorować na serce, tak jak jego ojciec i kiedy w wieku trzydziestu siedmiu lat miał zawał, był o wiele bardziej wystraszony, niż wtedy, kiedy lekarze dawali mu małe szanse przy raku. Ale wiadomość o nawrocie choroby po prostu go zamroziła. Ale szybko zaczął walkę z chorobą. Pracował i żył jakby nic się nie stało.
W kwietniu okazało się, że pojawiły się nowe guzy. Mama ruszyła niebo i ziemię. Pojechali do Bydgoszczy, do Wrocławia, do Warszawy, Poznania. Mieli jechać do Niemiec. W Bydgoszczy na PET są miesięczne kolejki. W Poznaniu, gdzie leczą autoszczepionkami, okazało się, że projekt jest od dawna wstrzymany, bo szczepionka nie ma unijnych atestów. Nikt nie mógł tego powiedzieć przez telefon, jak umawiali się z mamą na wizytę.  Bo najgorsze to dać człowiekowi nadzieję, którą się mu od razu odbiera. A najpodlejsze jest to, że człowiek za tę nadzieję zawsze słono płaci.
18 II 2006
Sobota. Dzień sprzątania. Jola jak to zwykle w soboty, jest na uczelni. Dom sprząta Adam, Julia i Judyta. Julia schodzi po schodach z wiadrem pełnym brudnej wody. Skończyła myć podłogę na piętrze i tym samym skończyła swoją część porządków. Czuje zapach lasagne ze szpinakiem – specjalności Adama. Wchodzi do dużego pokoju. Adam szybko odwraca się i zasłania koszulką.
– Co się stało? – pyta zaskoczona Julia.
– Nic – Adam próbuje ubrać koszulkę.
– Pomogę ci, tato – Julia podchodzi do Adama.
– Nie… – odsuwa się.
Julia widzi nowe szramy na torsie i brzuchu. Nie ma prawej piersi. Czuje tak mocny ścisk w gardle, że boi się, że straci głos.
– Przepraszam – mówi Adam.
– Za co? – Julia niemal jest oburzona.
– Ohyda, co? – Adam oczami pokazuje bliznę na piersi.
– Szczerze ci powiem tato, ale naprawdę szczerze, że nic nie zauważyłam, dopóki nie zwróciłeś mi na to uwagi. I powiem ci, że teraz, bez guza, wygląda pięć razy lepiej!
– Dobra… – Adam włożył koszulkę. – Chcecie coli z Judką?
Cola była zawsze zakazana. Przez Jolę.
– No jasne!
– To weź szklanki, nakryj do stołu, zjemy obiad. Kupiłem dla nas Haribo.
Adam puszcza oko do Julii i wychodzi do kuchni. Gdy zamyka drzwi, Julia pada na dywan i wbija w niego zęby.
*
Zdawałam maturę, kiedy mamy i taty nie było w domu. Myślę, że jego bolało to bardziej niż mnie samą. Ale trzeba było zacisnąć zęby i być dzielnym.
Tacie nie dawano szans od początku. Mama usłyszała na początku jego choroby, że to potrwa dwa, trzy miesiące. Bo to rak w rozsiewie, bo komórki raka są w krwi i w każdym momencie mogą się uaktywnić wszędzie. Ale kiedyś pojechali do Wrocławia, gdzie tata się leczył i tam usłyszał, że tak samo, jak rak może zjeść wszystkie komórki jego ciała, tak samo może zjeść sam siebie. I tej myśli tata trzymał się do końca. Że wygra i że się nie podda.
Udało się zahamować przerzut do płuc i mózgu, jednak rak ciągle szalał na jego skórze. Po dziesięciu miesiącach od zachorowania, tatuś miał usuniętych ponad sześćdziesiąt guzów. Coś się pojawiało, na drugi dzień jechał i ambulatoryjnie kazał sobie to wycinać. Ludzie w ambulatorium wrzeszczeli przy ściąganiu szwów. A on opowiadał dowcipy, kiedy wycinali mu trzycentymetrowe guzy spod skóry.
Nikt nie wierzył, że tata jest chory, bo wyglądał świetnie. Tryskał humorem, życiem i energią. To on był źródłem, z którego można było czerpać. W szpitalu, gdzie był co drugi dzień, wszyscy podziwiali go za to, jak się nie poddaje i jak walczy o każdy dzień. Ile razy słyszeliśmy „to TEN pan Adam”, kiedy przychodziliśmy do szpitala… Pękałam przy nim z dumy.
W styczniu tata zdecydował się na dużą operację, gdzie jednorazowo usunięto by mu większość guzów. Podczas operacji wycięto mu pierś, bo okazało się, że rak zajął ją całą. Wycięto mu więcej guzów, niż planowano, ale odkryto ich drugie tyle. A tata był już za słaby na kolejną operację. Poza tym on nie miał już miejsca na klatce piersiowej, w którym nie byłoby blizny. Już nie wrócił do formy.
Każdy starał się nam pomóc, jak mógł. Judytka miała dwanaście lat i to ona potrzebowała najwięcej ciepła. Ale z drugiej strony byłam ja, daleko od domu, w Krakowie, moja nauka, no i mama, która kończyła swoje studia i miała się bronić. Dlatego babcia postanowiła, że przyjedzie i pomoże. Ale prawda jest taka, że to tata pomógł nam najbardziej.
6 VII 2006
– Pani doktor, wieczorem miał przyjść ksiądz i odprawić mszę za męża. Jeśli to kwestia godzin, to zadzwonię zaraz po księdza – Jola wydaje się lekko roztrzęsiona.
– Pani Jolu, dałam mężowi lekarstwa. Do wieczora na pewno wytrzyma. Czy chce pani, żebym została z panią?
– Nie, nie. Pewnie pani doktor potrzebują gdzieś indziej.
23 VI 2006
Dzień Ojca. Julia pali papierosa na balkonie. Jest sesja. Krakowskie lato jest przepiękne. Dzwoni do Joli.
– Cześć mamo, co słychać?
– Wszystko w porządku, jak u ciebie? Ile jeszcze egzaminów?
– Kilka. Uczę się, ale wiesz, nie jest kolorowo. Posłuchaj…
– Tak?
– Złóż mamuś życzenia tacie ode mnie, dobrze?
Julii jest niedobrze. Nie ma jej przy tacie w jego święto i nie może mu nawet złożyć życzeń.
– Sama możesz to zrobić – Jola mówi z lekkim żalem.
Julii wali serce. Słyszy oddech taty w słuchawce.
– Tatuś?
– No? – Ledwo słyszalnie pada odpowiedź.
– Kocham Cię.
– No… no… O której wracasz ze szkoły?
Julia niemal słyszała, jak roztrzaskuje się jej serce.
30 VI 2006
Julia wchodzi do sypialni, gdzie leży Adam. W rękach niesie miseczkę z truskawkami i malutki kubeczek z dzióbkiem dla dzieci. Adam odwraca wzrok.
– Tatuś, zjemy truskawy i napijemy się soku.
– Nie chcę.
– Tatuś… O kubeczek ci chodzi?
Milczy.
– To jest mój pomysł. Leżysz cały dzień – myślisz, że co ja robię w Krakowie, jak mama nie widzi? Leżę cały czas! I nawet mi się nie chce podnosić głowy do picia. To wykombinowałam taki kubeczek. A teraz, jak jestem w domu, to zasuwam, więc ci go pożyczam. Przecież wiemy, że umiesz wstać, tylko ci się nie chce.
Adam zjada prawie całą miseczkę truskawek i wypija ponad dwa kubeczki wody z sokiem żurawinowym. Julia wstaje od łóżka, Adam chce jej coś powiedzieć. Julia nachyla się, a tata nastawia usta do buziaka. Truskawkowy pocałunek.
Tych truskawkowych pocałunków Julia nie zapomni nigdy.
6 VII 2006
Na stole pięć nakryć. Julia nakłada obiad na talerze. Judytka, babcia, mama, pani doktor i ona. Siadają i rozmawiają. Obiad jak każdy inny, a taki niezwykły. Czuć pewną ulgę, jak i ogromne napięcie.
– Powiem coś wam wszystkim – odzywa się pani doktor. – To jest wręcz niesamowite, w jakim spokoju Adam odchodzi. Są pacjenci, którzy dowiadując się o chorobie, sami wybierają sobie trumnę, garnitur, buty. Są tacy, którzy zaczynają robić różne głupstwa i są też tacy, którzy nie chcą w chorobę uwierzyć. A Adam był i jest wszystkiego świadomy. Wiecie, co mu dało tyle siły, żeby walczyć przez półtora roku? Miłość do was i wiara. A teraz tak dzielnie i pokornie znosi cierpienie, które nam może się tylko przyśnić, bo jesteście przy nim cały czas. Jeśli chcecie znać człowieka, który jest teraz najbardziej wdzięczny komuś ze wszystkich ludzi na świecie, to macie go za ścianą.
Julia czuje, że bardzo chce jej się płakać.
*
– Dwa dni wcześniej był u nas ksiądz z komunią świętą dla taty. Tego samego dnia, przywieźliśmy tacie łóżko z hospicjum. Przenieśliśmy go do salonu, gdzie było więcej miejsca i tacie było o wiele lepiej. Po komunii ksiądz zaczął rozmawiać z tatą.
– No i jak tam, panie Adamie? Dobrze?
Tata mówił bardzo niewyraźnie przez to, że miał sparaliżowaną twarz, więc tylko ci, którzy przebywali z nim długo, rozumieli, co mówi.
Tata nie usłyszał pytania. Ksiądz więc je powtórzył, tym razem niemal krzycząc.
– Panie Adamie, jak tam?
Tata uśmiechnął się zdrową stroną twarzy i powiedział:
– Dupiato!
Wszyscy, jak jeden mąż, myśleliśmy, że upadniemy ze śmiechu na ziemię. Ale każdy z nas powstrzymał się jak mógł, żeby nie wybuchnąć śmiechem.
– O, tak… mamy bardzo piękne lato! – ksiądz klasnął w ręce. – To się cieszę, że się pan dobrze czuje! Z Bogiem.
I poszedł.
Po tej wizycie podeszłam do taty i widziałam, że cieszył się ze swojego żartu. Wtedy zrobił coś, czego nigdy nie zapomnę. Nie wiem, skąd wziął siły na to, żeby mnie złapać za rękę, kiedy odchodziłam od łóżka i mnie zatrzymać. Wyciągnął swoją dłoń i położył na moim policzku. To było najpiękniejsze wyznanie miłości, jakie kiedykolwiek widziałam.
7 VII 2006
Jest noc. Przed chwilą wybiła północ. Przy łóżku Adama siedzi Julia i Grażyna, siostra Joli. Po cichu rozmawiają. Oddech Adama jest bardzo niespokojny. W pewnym momencie Adam zaczyna oddychać w przedziwny sposób. Julii zamiera serce. Budzi Judytkę i Izę – siostrę Adama. Idzie po mamę i budzi babcię.
Chwyta tatę za lewą dłoń i trzyma mocno. Jola szepcze do Adama i żegna się z mężem. Judytka i Iza płaczą.
Jeden. Dwa. Trzy.
Cisza.