Skip to content

Zamysł tego bloga jest prosty – cieszyć się życiem i ponosić jak najmniejsze przy tym koszty. Jadanie na mieście z pewnością nikomu nie kojarzy się z oszczędnością, tym bardziej, jeśli chodzi o śniadania. Tutaj jednak złamię pewien stereotyp i powiem, że zjedzenie śniadania na mieście może być zarówno bardzo tanie, jak i niesamowicie przyjemne.

Zacznę od wzbudzającego kontrowersje miejsca, w którym Warszawa zakochała się jakiś czas temu, a teraz zachwyt nim, mimo zbieranych zewsząd cięgów, przeżywa Kraków.

Bistro Charlotte to miejsce, w którym możemy zjeść pyszne śniadanie za zaledwie 9 złotych, bo tyle kosztuje firmowy zestaw śniadaniowy Śniadanie Charlotte. Kilka rodzajów pieczywa (około ośmiu kromek) dostajemy z dwoma słoikami wcześniej wybranych konfitur. Do chleba i konfitur dostajemy także filiżankę przepysznej kawy śniadaniowej.

Jeśli, podobnie jak ja, wolicie śniadania bardziej na słono, niż na słodko, polecam szczególnie zestaw wędlin. Tutaj muszę bardzo pochwalić Charlotte za ilość mięsa, gdyż po raz pierwszy w życiu zdarzyło mi się, żeby droższego dodatku brakowało do tańszego (w tym przypadku chleba). Obok szynki przypominającej prosciutto i kiełbasy wyglądającej jak chorizo, w kokilce dostajemy rilettes – moje kolejne odkrycie smakowe. Wszystko to w także w cenie 9 złotych, tylko bez kawy.

Atutem tego zestawu, jak i  Śniadania Charlotte, jest to, że zwyczajnie nie da się go szybko jeść. Nie skłamię, gdy powiem, ze w Charlotte nauczyłam się delektować pierwszym posiłkiem dnia.

Dla osób o większych żołądkach i miłośników nabiału polecam szczególnie tosty (tost francuski z jajkiem sadzonym na górze), choć jak dla mnie o wiele za dużo tam… jajka i oleju. Do tostów zaś podawana jest przepyszna sałatka z rukoli, która bardzo odciąża niezbyt lekki już posiłek.

Miałam okazję jeść także coś typowo francuskiego czyli quiche. Jeden kawałek jestem w stanie zjeść na kompletnie pusty żołądek. Być może moje wrażenia nie są miarodajne, bo zdarzyło mi się zrobić degustację tych potraw za jednym razem, ale też trzeba zaznaczyć, że większość wszystkich porcji zjadał mój chłopak. Na zdjęciu jednak możecie zobaczyć, co kryje się pod tajemniczą nazwą Quiche. Serrr, serrr i boczek!

Czekam na dobrą okazję, by wybrać się do Charlotte ponownie i spróbować nowych rzeczy. Mieszkańcom Krakowa szczególnie radzę nie przejmować się tym, co mówią na mieście, bo gwarantuję, że nikt, kto jadł choć raz w Charlotte, nie powie, że to miejsce dla lansiarzy i hipsterów. Ilekroć odwiedzałam to miejsce, średnia wieku gości wahała się od szesnastu do siedemdziesięciu paru lat.

Charlotte to naprawdę świetne miejsce do rozmów i spotkań. A przede wszystkim to jedyne miejsce, w którym bez wyrzutów sumienia i ostracyzmu możemy zjeść śniadanie o 20:00. A co!

—-

Tutaj strona Bistro Charlotte.