Skip to content

Niedawno miał powstać post o końcówkach sezonów lub przerwach w serialowej ramówce, jednak podczas przeziębienia i oczekiwania na ostateczne przyjęcie mnie do pracy, rozłożyłam się w łóżku i kliknęłam w Hotel 52 na Ipli. Był to błąd.

Przez trzy dni w każdej wolnej chwili (czyli w prawie każdej), oglądałam ten serial, który zaskoczył mnie kompletnie. A stało się tak z dwóch powodów: pierwszy to taki, że spodziewałam się jakiegoś romansidła ze zdradami, problemami rodzinnymi i intrygami w tle, jak zdjęty już z anteny serial o galerii handlowej, w którym grała Figura, Stenka i Warchulska. Okazało się, że absolutnie tak nie jest, a do tego (i to właśnie drugi powód), fabuła jest bardzo, ale to bardzo podobna do ukochanego przeze mnie brytyjskiego Hotelu Babilon.

Jestem przy trzecim sezonie (właśnie emitowany jest szósty) i muszę powiedzieć, że dopiero teraz zaczyna mnie drażnić jedna (!) z postaci, a drażni mnie jedynie jako postać. Skoro więc na cały serial wkurza mnie jedna osoba, której w dodatku kibicuję, to musi być dobry serial (według moich kryteriów oczywiście, bo jestem jak na razie, jedyną znaną mi osobą, która nie lubi Californication).

Ten tydzień (10-16 grudnia) nie będzie specjalnie obfitował w wielkie serialowe wydarzenia, bo większość sezonów już została zawieszona lub (jak w przypadku Lekarzy, Prawa Agaty czy Przyjaciółek), już się skończyła. Przyznałam się jednak jakiś czas temu do mojej przeklętej słabości (która w dodatku kosztuje mnie masę nerwów), jaką jest najgłupszy serial obecnego świata czyli Julia.

Tak wygląda Julia, dojrzała krakowska PR Manager

  • Tak wygląda Julka – krakowski ideał kobiety, poważna PR Manager

Już w piątek, to jest 14. grudnia, zostanie wyemitowany ostatni już odcinek historii miłosnej pod tytułem: Przyjechałam z pipidówy do wielkiego miasta, właśnie skończyłam liceum i mam zerowe doświadczenie, durnego chłopaka wieśniaka oraz hobby w postaci rysowania komiksów dla dziesięciolatek. Mimo to dostaję pracę jako specjalistka w dziale marketingu i PR w prestiżowej krakowskiej klinice i zakochuje się we mnie jej dyrektor, który przy dobrych wiatrach mógłby być moim ojcem, jednak taka różnica wieku nie przeszkadza mu w tym, by miał dojrzałość emocjonalną marudnego gimnazjalisty. Wszyscy mówią, że jest bardzo mądry i szlachetny, o mnie z resztą mawiają, że jestem nazbyt dojrzała, jak na swój wiek, mimo, że śmiertelnie obrażam się, gdy dostaję chłodnego SMSa i chcąc ograniczyć kontakt z oszustem pogrywającym moim kosztem i niszczącym życie mojego ukochanego, który to oszust w dodatku się we mnie zakochał, wprowadzam się do niego, gdy moja ciotka zapomina wyłączyć żelazko i płonie jej kuchnia, a ja nie mam gdzie spać, a potem jestem w ciężkim szoku, że się jeszcze nie odczepił i próbował mnie pocałować. Jestem też szlachetna i uczciwa, mimo, że jakiś czas temu chciałam za kasę wyjść za brata mojego ukochanego, który jest gejem, by ten mógł ukryć swoją tożsamość przed despotycznym i władczym ojcem, który z kolei przez 181 odcinków nie potrafił wyrzucić ze swojej kliniki zwykłej kosmetyczki, która w pracy pojawiała się raz na dwa tygodnie. Teraz znowu obraziłam się na mojego ukochanego, którego trzykrotnie w ciągu ostatnich trzech tygodniu rzuciłam, a i tak mam do niego żal o to, że chciał się ze mną spotkać i porozmawiać, a gdy nie przyszłam na spotkanie, ten z bolącym sercem postanowił mnie olać i wyjechać do Londynu “na zawsze” (przecież w dzisiejszych czasach transport i komunikacja jest na takim poziomie, że wyjazd do innego kraju wiąże się z takimi samymi konsekwencjami, jak dożywotnie więzienie lub wstąpienie do klasztoru kamedułów). Postanowiłam więc wrócić na moją wiochę do mamy, która zaczęła robić biznes, na który namówili ją moi koledzy (bo innych ludzi na tym świecie nie ma) czyli brat ukochanego, nowy brat ukochanego (wcześniej wspomniany już oszust) oraz sam mój ukochany i obecnie sprzedaje przez internet słoiki z konfiturami. W ciągu nadchodzących pięciu dni mój los oczywiście się odmieni, po roku, w ciągu tych kilku dni zmądrzeję i przestanę strzelać fochy i zatruwać dupę połowie Kazimierza swoimi problemami, które w dodatku też z dupy pochodzą.

Już czytałam, że ślubu nie będzie, ale chciałabym kiedyś zobaczyć sequel tej bujdy na resorach, bo to pierwszy przypadek tego typu telenoweli, w której główny wątek bardzo mocno wątpię. Jak już zostałam wciągnięta w te ckliwe historie, to chciałabym dostać emocje równe Zbuntowanemu Aniołowi, w którym nie raz ściskało mnie w żołądku, gdy Ivo mijał Oreiro na korytarzu, a scena pocałunku w deszczu… no właśnie – po dziesięciu latach pamiętam. Nawet Brzydula miała bardzo dobre sceny, które ruszały serca i podbrzusza. A tutaj?

Ja nie wiem – gdy kręcą seriale w Warszawie, to postacie są dynamiczne, wyraźne, energiczne. Kiedy akcja dzieje się w Krakowie (Majka, Julia) nagle dostajemy jakieś nieautentyczne mimozy poubierane w jakieś dziwne szaty, kapelusze lub loki jak lalka z XIX wieku i jedziemy po jakichś chorych klimatach. Konkrety? Niepokalane poczęcie Majki podczas cytologii. Święta Julia, która pod płaszczykiem zbierania kasy na operację dla swojej młodszej siostry, jedzie na trzy fronty.

Julia i jej ukochany

  • Julia i jej ukochany, a zarazem szef oraz brat niedoszłego męża i niedoszłego chłopaka, ofiara oszusta będącego jego bratem
Julka i pierwszy brat jej ukochanego, który prawie został jej mężem, mimo, że jest gejem
  • Julka i pierwszy brat jej ukochanego, który prawie został jej mężem, mimo, że jest gejem
Julia i oszust, drugi brat jej ukochanego, który pozbawił go pracy, zniszczył karierę i próbował odbić kobietę
  • Julka i oszust, drugi brat jej ukochanego, który w dodatku w wyniku oszustwa pozbawił go pracy, ukradł jego posadę i próbował ukraść kobietę – Julia i jej dobre serduszko wybaczyła oszustowi po jednej krótkiej rozmowie i zamieszkała u niego
  • Julia w swoim miejscu pracy – jak każdy marketingowiec i PRowiec, gotowa do rysowania kredkami projektów, plakatów i broszur.

Kraków naprawdę ma się kojarzyć reszcie Polski z jakimiś lnianymi paniusiami, których pasja to albo fotografia, albo rysowanie i które de facto są na poziomie licealistek, a nie dwudziestokilkulatek gotowych stworzyć poważny związek? No nic, dobrze, że piątek za pięć dni i ta farsa się skończy.

Julia ma też taki minus, że na zawsze obrzydziła mi Krystiana Wieczorka, którego dotychczas całkiem lubiłam. Ok, nigdy nie mów nigdy, jednak myślę, że musi minąć sporo czasu, bym mogła oglądać go bez poczucia żalu.pl.

Zostając przy tej samej stacji, mogę od razu wspomnieć o LekarzachPrawie Agaty, które już się skończyły.

O Lekarzach w sumie niewiele mogę powiedzieć, bo koniec sezonu był taki, ze po tygodniu nie pamiętałam, czy widziałam ostatni odcinek, ani nie kojarzyłam, co się w nim stało, co, jak pewnie przyznacie, jest mocno słabe przy kończeniu sezonu. Przyzwyczajona przez amerykańskie seriale, od końcówki sezonu oczekuję czegoś mocnego, zwrotu akcji, wyjaśnienia czegoś, przy jednoczesnym zadaniu kolejnej zagadki, albo przy zapowiedzi nadchodzącej katastrofy. Mam czekać i się niecierpliwić na kolejny odcinek i przez kilka tygodni co jakiś czas sobie przypominać o jego urwanej w odpowiednim momencie fabule.

Przy Lekarzach mogę co najwyżej czekać na to, czego spodziewaliśmy się wszyscy od momentu, w którym dowiedzieliśmy się, że Leon potrzebuje wątroby, a Alicja jest jego córką – przeszczepu. Wątek “miłości” Małaszyńskiego i Różdżki to jakieś flaki z olejem, Orda z pielęgniarką pewnie będą nas rozbawiać tym swoim dziwnym zakochaniem się w sobie mimo woli, a łysy ginekolog stracił w moich oczach już cały zapas seksowności i zaczyna się robić wręcz dziwny z tym papieroskiem w pokoju nawiedzonego lekarza jogina.

Na Prawo Agaty czekam i chcę się dowiedzieć więcej o tym całym Hubercie, bo jak na dobry koniec serii przystało, okazało się, że nie jest tak, jak myślimy, że jest, i że może tam być jakiś dobry wątek. Ale rozczarowałam się Agatą i jej fochem przy pocałunku z wolnym Dębskim (który już znowu jest zajęty) oraz porodem Doroty, który wyglądał jak z reklamy schludnych i czystych wnętrz – zero aparatury, jedno łóżko, jeden lekarz i jedna pielęgniarka, Agata, mąż Doroty, uśmiechnięta i rodząca dziecko Dorota, no i ten kilkumiesięczny noworodek… Ale Agata to Agata, lubię i na razie będę oglądać.

Miałam powiedzieć też dla odmiany coś o Dexterze, którego z ciężkim sercem będę musiała dooglądać (zostały zaledwie dwa odcinki do końca sezonu). Prawda jest jedna – zakochany Dexter to beznadziejny Dexter. Serio, czuję się bardzo dziwnie i nieswojo oglądając sceny seksu, w których bierze udział, nie mówiąc już o szeptanych scenach, w których wyznaje swojej dziewczynie miłość (a właściwie to, co Dexter może w danym momencie czuć, bo podobno nie wie przecież co to miłość). Nie wiem, to wszystko ma taki poziom niesmaku, jaki pewnie czułabym widząc członka swojej rodziny w intymnej sytuacji.

Fabuła tego sezonu też jest jakaś słaba – brak głównego seryjnego mordercy, za którym ugania się policja i Dexter, La Guerta powoli, ale smętnie zaczyna wpadać na trop Dextera, Deb jak zwykle fucking-holy-motherfucker-jesus-fucking-what-the-fuck rozchwiana, no i tak od odcinka do odcinka zaczynam czuć coraz większe zmęczenie i złość, że zostały mi jeszcze jakiekolwiek odcinki, bo mam wewnętrzny przymus dowiedzenia się, jakie ta historia będzie miała zakończenie, jednak jej oglądanie pozbawione jest praktycznie jakiejkolwiek przyjemności.

Najmilsze zaskoczenie, to koniec I sezonu zjechanych przeze mnie wcześniej Przyjaciółek. Akcja wreszcie się zaczęła rozkręcać, zaczęłam kumać charakteryzację Stużyńskiej na umęczoną babę, a fatalny zbieg okoliczności w ostatnim odcinku jest naprawdę bardzo smacznie pokazany. Tak smacznie, że w ostatniej scenie musiałam zakryć sobie rozdziawione usta. Nie zachwycam się na zapas, ale potencjał jest. No i najlepsze w tym wszystkim jest to, że jeśli faktycznie serial się sprawdzi, będzie to drugi (wraz z Hotelem 52) dobry polsatowski serial (nie jestem sobie w stanie w tej chwili przypomnieć ani jednego dobrego serialu tej stacji).

Na koniec jeszcze dodam, że polecam wszystkim do obiadokolacji seansik Klanu. A jest co oglądać, bo niedawno takie tam były smaczki:

  • na Sadybie zamieszkał wielbłąd z cyrku, którego Elżbieta dokarmia we własnym ogrodzie
  • syn doktora Lubicza po lekkim wstrząśnieniu mózgu po treningu judo, nabył umiejętność rozpoznawania chorób u ludzi (na szaro widzi chore organy) – w ten sposób zdiagnozował chorobę nerek u gosposi Lubiczów, przepowiedział chorobę kręgosłupa swojemu ojcu, a matce problemy z zębami
  • pani Surmacz straciła głos i w międzyczasie zadzwonili do niej z audiotele, by odpowiedziała na pytanie za 200 tysięcy złotych; co zabawne, pytanie brzmiało: ‘jak nazywa się utrata głosu?’, a biedna pani Surmacz nie była w stanie wydusić z siebie słowa

Poza tym, Jacek i Rafalski znowu mają wspólną kobietę (już trzecia w tym serialu), która w dodatku ma dziecko, będące dzieckiem któregoś z nich.

To by było na tyle, tymczasem zmierzam do obejrzenia zaległych odcinków HIMYM i TBBT. Ostatnio (szczególnie ten drugi) daje radę.