Skip to content

„Czas nadrobić serialowe zaległości” – powiedziałam sobie parę tygodni temu, i tak, jak sobie obiecałam, tak zrobiłam. Nie było trudno, zważywszy na to, że do dłubaninki i prac domowych, najlepiej wchodzą codzienne dwudziestominutówki.

Właśnie kończę maraton Klanu obejmujący odcinki od stycznia do kwietnia i muszę powiedzieć, że kocham ten serial jeszcze mocniej, niż do tej pory, bo jak żaden inny, podsuwa mi inspiracje do wpisów właściwie co chwilę.

Tym razem sprawił, że po obejrzeniu kilku odcinków, nie mogła opuścić mnie swędząca myśl o tym, co w głowach mają producenci Klanu, kręcąc sceny, w których każda postać, niezależnie do jakiej grupy wiekowej należy, w każdej możliwej sytuacji pije sok.

W świecie Klanu nikt, idąc na spotkanie ze znajomym, na drętwą randkę, nie pije piwa, czy nawet Coli. Nawet dojrzały i Przystojny Pan Kurator Rafał, gdy chce zrobić wrażenie na (do niedawna przedstawicielce wątłego nurtu cool w serialu) Oli, zabiera ją do rdzawego karczmopodobnego lokalu z automatami do dartów, a do stolika przynosi dwa soki pomarańczowe z białymi zagiętymi słomkami.

image

Podobnie dziwi mnie Pan Dyrektor Banku Jacek, który po zapłodnieniu swojej partnerki, zaczął stołować się w eksklukzywnej restauracji Rosso (nota bene, w tej restauracji stołuje się trzy czwarte obsady i odnosi się wrażenie, że w całej Warszawie od 1997 roku nie powstała żadna inna restauracja), a do obiadu (jak mniemam, równie wykwintnego, co cała restauracja), pije obowiązkową dzienną dawkę witamin zawartą w szklance soku pomarańczowego.

image

Klan rozwiewa także wszelakie wątpliwości na temat stanu polskiej telewizji publicznej. Skoro najlepsze innowacyjne pomysły na programy powstają w takiej drętwocie, to nie dziwota, że TVP jest w takim, a nie innym stanie.

image

Jest też piękny przykład kobiety w ciąży, która w ciągu tygodnia od odkrycia swojego wyjątkowego stanu, przeszła fazy odpowiednie dla całego trymestru: od złego samopoczucia, przez drażliwość na zapachy, skrajne smaki, upierdliwość, aż po nadmierną radość i pobudzenie, oraz częste oddawanie moczu. Tutaj obowiązkowe śniadanie kobiety przy nadziei: trzy pączki, lody z bitą śmietaną, tort i… obowiązkowy grejpfrutowy garden.

image

W tym samym czasie, w innej dzielnicy Warszawy, państwo Doktorstwo spożywają równie pożywny, lecz bardziej zbilansowany posiłek na rodowej porcelanie, z jajkami na miękko przykrytymi fikuśnie złożoną serwetką. Do picia wiadomo co.

image

Na randkę nieco młodszego towarzystwa, jest jeden niezawodny patent: uczelniany barek i dwie szklanki multiwitaminy z Tarczyna.

image

A jeśli kiedyś los pokarze Was traumą w postaci długoletniego związku z opętanym zazdrością schizofrenikiem pierdołą, a Wy wreszcie postanowicie wyrwać się z tego konkubinatu pt. jestem prawie żoną, mam prawie normalnego prawie męża, prawie swoje mieszkanie i prawie szczęśliwe życie i nie będziecie wiedziały co zrobić z natłokiem okropnych, przytłaczających i towarzyszących rozstaniu palących uczuć złości, żalu, smutku i rozpaczy, zapijcie je szklaneczką dobrego świeżego soku prosto z kartonu, najlepiej w sterylnym, pełnym ludzi, sztywnym miejscu. Pomoże.

image

Powinnam już odejść od komputera, bo zaraz wychodzę z domu, ale wciąż nie mogę sobie wyobrazić tej smakowej kompozycji: czarna oliwka, rukola, feta i słodzone jabłko…