Jestem tym typem człowieka, który nie przepada za dyskutowaniem. Męczę się w towarzystwie osób, które mają w sobie zacięcie do prowadzenia dyskusji dla sportu. Uwielbiam rozmowy, ale nie lubię zawodów na udowadnianie swojej racji i obronę swoich poglądów. Nie potrafię odpocząć, tylko się spinam, szykuję do obrony, a po wszystkim jestem wykończona.
Mimo wszystko mam (mówię też blogu) styczność z kilkoma osobami, z którymi dzieli mnie bardzo dużo. Od płci, wieku, statusu społecznego, na poglądach kończąc. Na starcie wiem, że nie zgadzamy się w wielu kwestiach i pewne rzeczy są dla nas nie do ruszenia, ale darzę te osoby ogromnym szacunkiem.
Ogromnym dlatego, że mimo bardzo odmiennych poglądów potrafimy ze sobą rozmawiać nie próbując przekonać się nazwajem do swoich racji. Nawet po rozmowie na kluczowy dla nas temat, ale w wyważony sposób, nie mam uczucia wyczerpania, a wręcz przeciwnie – zazwyczaj wychodzę z tych rozmów ze spokojem, a do tego zawsze też z refleksją.
I za tę postawę jestem dziś wdzięczna.