Skip to content

Zrzut ekranu 2016-02-09 o 00.02.52

Prowadząc Krótki poradnik jak ogarnąć życie nie byłam pewna niczego. Tego, jak potoczy się moje życie, dokąd zajdę, czy wreszcie znajdę jakiś spokój. Miałam jednak w sobie jedną na mur beton pewną rzecz: że ogarnianie będzie trwało wieki i najprawdopodobniej nigdy się nie skończy. Przyszedł jednak moment, w którym pytana o to, co u mnie słychać, mogę po raz pierwszy w życiu powiedzieć, że wszystko u mnie w porządku i nie skłamać. Lubię swoje życie.

Jeśli wiem coś o nas, ludziach, to to jak łatwo ulegamy złudzeniu, że inni mają lepiej, łatwiej i że świat się dzieli na ludzi szczęśliwych ot, tak i takich, którym szczęście reglamentowano.

Pisząc Poradnik miałam przekonanie, że to zawsze będzie zapis prób poradzenia sobie ze swoimi problemami, smutkiem, nastawieniem do świata i odnalezienia się w świecie, w którym wartość człowieka mierzona jest jakimiś osiągnięciami. Miałam poczucie, że to niekończący się proces, w którym zawsze będę nadwrażliwą, smutną i zatopioną w żałobie nad światem osobą, która będzie miewać jakieś lepsze okresy, w których coś tam zrozumie, coś sobie ułatwi i nie będzie aż tak nieznośnie.

Do głowy by mi nie przyszło, że nieszczęście nie jest częścią mnie. Że mogę być tak samo wrażliwa, nie będąc ciągle przewrażliwiona i pogrążona w smutku. Do głowy by mi nie przyszło, że będą dni, które przeciągną się w tygodnie, a te z kolei złożą się w miesiące, w które będę spokojna. I że ten spokój to po prostu szczęście.

Znacie mnie; wiecie, że nie wciskam Wam kitu. Robię mniej więcej jedną kupę dziennie, zdarza mi się niezamierzenie głośno bekać, mam bałagan w szafie, nie zawsze czyste buty, nie widziałam wielu ważnych filmów i nie przeczytałam wielu ważnych książek. Lubię zupki chińskie i jem je pałeczkami. Lubuję się w zakupach w Lidlu, Biedronce i Pepco, a moja ulubiona herbata to earl grey z dwiema łyżeczkami cukru i cytryną. Wiecie też, że przez ostatnie lata bywało u mnie marnie z łamanym przez chujowe.

Myśląc o ostatniej dekadzie mojego życia, mam przed oczami gif z dziewczyną, która idzie z kubełkiem popcornu i się przewraca, ale zanim spektakularnie upada na podłogę, niezdarnie próbuje złapać równowagę. Wektor upadku tej dziewczyny i wektor mojego życia były identyczne: w dół, z impetem, na pełnej i w dodatku chaotycznie.

Tacy ludzie nie mogą się ułożyć. Tacy ludzie nigdy nie będą zadowoleni, bo zawsze będzie co kwestionować, z poczuciem własnej wartości na czele. Tacy ludzie nigdy niczego nie osiągną, bo nie wiedzą tak naprawdę jaki mają cel. Tacy ludzie są na swój los skazani i tyle w temacie.

I to właśnie był największy bullshit jaki sobie wciskałam i jaki można sobie wcisnąć samemu.

Najgorzej, że mam poczucie pisząc to wszystko, że dzieli mnie od Was taki dystans, jak mnie i Chodakowską, która po 6 minutach Killera bez zadyszki, tym swoim spokojnym i monotonnym głosem mówi do mnie, że też się już zmęczyła i że zostało jedynie sześć razy tyle do końca treningu, podczas, gdy ja zdążyłam już wypluć płuca i dostać dwa razy kolkę.

Ale spróbuję. A nuż trafi do kogoś i da nadzieję, że da coś zmienić w swoim życiu i że może to być trwała zmiana na dobre.

Jak więc (moim zdaniem) można wyrwać się z padołu nędzy, beznadziei, rozpaczy i ogarniającej wszechchujni? Łatwo nie jest, ale warto pamiętać o kilku przydatnych wskazówkach.

Wskazówka 1: Beznadzieja lubi się mnożyć, więc jej nie potęguj.

Po co ci te wszystkie smutne zdjęcia, fanpage o smutkach, rozpaczy, nihilizmie, te wszystkie komiksy o beznadziei życia i o tym, jak jutro będzie znowu tak samo?

Nastrój to nie disco polo – może się polepszyć i zacząć być dobry. To jest fakt i z tym nie dyskutuj. Faktem jest też to, że nigdy ci się nie polepszy, jeśli ciągle będziesz pogłębiać swój Weltschmerz memami o tym, jak bardzo chcesz się stać ludzkim burrito.

Wskazówka 2: Szczęście składa się z małych rzeczy i od małych rzeczy zacznij.

Brzmi śmiesznie? A spróbuj chociaż przez tydzień sprawiać sobie małe radości. U mnie zaczęło się od świeżych kwiatów, które można od kilku lat kupować w Lidlu i Biedronce. Jakkolwiek by źle nie było – masz ładne świeże kwiaty w wazonie kupione od siebie dla siebie po to, żeby było ci miło. To miła świadomość, która naprawdę potrafi wyciągać z podłego nastroju. Skupiaj się na tym, co cię otacza i staraj się, żeby to były dobre rzeczy. Ja skupiałam się na uśmiechach wymienianych z obcymi ludźmi.

Wskazówka 3: Mimo, że masz to przekonanie, nie jesteś kimś gorszej kategorii.

Nie było żadnego referendum, głosowania w tej sprawie, a w naszym systemie nie ma podziału na kasty. To jest trudny punkt, ale trzeba go stale sobie przypominać. To tak jak zamykaniem oczu przy przechodzeniu przez most, gdy się ma lęk wysokości. Jasne, zamknięcie oczu nie spowoduje, że problem zniknie, ale pomoże ci dostać się na drugą stronę rzeki. Za trzysetnym razem jest szansa, że zrobisz to z przyzwyczajenia i zapomnisz zamknąć przed tym powieki. Wszystkie łatki, jakie nosisz przyszyte są do twojej kurtki i tylko od ciebie zależy, czy je z niej odprujesz, czy nie.

Wskazówka 4: Nie łap ochłapów, bo niby nic lepszego ci się nie trafi.

Wiem, że niełatwo jest pamiętać kim się jest i czego się chce, kiedy jest się bardzo pogubionym, ale to kim jesteśmy naprawdę, siedzi w nas od samego początku i jest w nas od zawsze. Wystarczy parę razy w spokoju i ciszy pomyśleć nad sobą i własnymi potrzebami i czy dostępne nam opcje są dla nas dobre. Odpowiedzi warto szukać we wszystkich „ale”.

Wskazówka 5: Pamiętaj o ludziach wokół siebie.

W książce z WOSu było takie zdanie, że człowiek to istota społeczna. Jasne, chociaż są osoby, dla których społeczeństwo mogłoby się kończyć na trzech najbliższych osobach. Ja nie jestem jakąś przesadnie towarzyską osobą i latami się izolowałam nawet od najbliższych osób. Złudnie zastępowałam sobie prawdziwy kontakt z ludźmi, rozmowami w internecie. Efekt większość z Was zna. W ciągu ostatnich dwóch lat nauczyłam się, że prawdziwemu kontaktowi z drugim człowiekiem nigdy nie dorówna ten wirtualny. I do pielęgnowania tych relacji zachęcam.

Wskazówka 6: Czasem nie wybieraj najłatwiejszej opcji, wystawiaj się na małe próby.

Rzadziej odmawiaj, częściej się angażuj w aktywności, o które w życiu byś siebie nie podejrzewał. Mówienie „nie” potrafi być zbawienne, ale mówienie „tak” potrafi otworzyć tak wiele drzwi i pokazać zaskakująco wiele dróg.

Wskazówka 7: Nie oceniaj ani siebie, ani innych.

To najłatwiejszy i największy błąd jaki można popełnić. Gdybym nie przestała powierzchownie oceniać ludzi, pewnie dzisiaj nadal szlajałabym się po stronach dla znudzonych samotnością singli, bo fakt noszenia kaszkietu mógł mi się wydać bardziej istotny od wnętrza człowieka, którego potencjalnie mogłabym pokochać. Na szczęście byłam mądrzejsza i dzisiaj oswajam się z kaszkietami.True story.

Wskazówka 8: Ogranicz swoje ucieczki 'w coś’ do jednej, góra dwóch rzeczy.

Ucieczka od problemów nigdy nie jest dobrym rozwiązaniem, bo nie rozwiązuje żadnego problemu, ale dobrze jest mieć coś, co daje nam poczucie bezpieczeństwa i jest w stanie ukoić podczas burzy. Chodzi o to, by uniemożliwić sobie ciągłe uciekanie: od problemu w serial, od serialu w grę, od gry w jedzenie. Z problemami i smutkami warto się czasem spotkać i spróbować je chociaż poznać.

Wskazówka 9: Nic, naprawdę nic nie trwa wiecznie i praktycznie na wszystko masz wpływ.

Tutaj małą podpowiedzią niech będzie to, że odkryjesz w pewnym momencie, że bardziej warto zmienić swoje podejście do pewnych rzeczy, niż na siłę próbować te rzeczy zmienić.

Wskazówka 10: Zaufaj.

Sobie, komuś, dla kogo coś znaczysz. Jeśli nie masz kogoś takiego, to zaufaj mi. Bądź czasem w stanie mieć wątpliwość co do swoich przekonań,  nie skupiaj się na tym, że znasz siebie najlepiej i nikt nie ma pojęcia jak ci pomóc. Otwórz się na innych, na to, co mają do powiedzenia. Czerp z innych ludzi tak wiele, jak tylko możesz. Ktoś dobry na twojej drodze może odmienić całe twoje życie.

Pewnie większość z Was oleje te rady wrzucając je do wora z twórczością Beaty Pawlikowskiej i Mateusza Grzesiaka, choć tak bardzo chciałabym, byście tego nie robili. Ja tę swoją podróż po sprzątaniu życia zaczęłam po omacku, nie wiedząc zupełnie czy mi się uda i czy w ogóle mam na to jakiekolwiek szanse. Co więcej, w życiu bym nie powiedziała, że po trzech latach pisania będę w takim miejscu, w którym jestem dzisiaj.

Czy to znaczy, że dokonałam zamierzonego i ogarnęłam życie? Mam wrażenie, że skończyłam wielki remont i po nim posprzątałam, a teraz jestem na etapie urządzania wymarzonego domu.

Na Wasze i moje szczęście, w domach zawsze coś się psuje i trzeba naprawiać na bieżąco.