Skip to content

Zrzut ekranu 2015-10-26 o 19

Większość z nas była w jakimś poważniejszym związku. A jeśli nie w „poważniejszym”, to w takim, w którym chociaż przez jakiś czas zapowiadało się, że będzie poważnie. Te związki czasem się kończą, a my choć długo skuleni w żałobie, w pewnym momencie prostujemy kręgosłupy i idziemy naprzód.

Zaczyna się od raczej patetycznych gestów: usunięcia ze znajomych, odsubskrybowania jej instagrama, na którym już cię nie ma i nie będzie. A w telewizorze ze zdjęć wciąż te same filmy do oglądania we dwoje.

Te obrazki, których nie jest się częścią bolą najbardziej. Boli też to, jak wiele rzeczy ona może zrobić bez ciebie. Szybko się orientujesz, że bez ciebie może zrobić wszystko.

Robisz sporo, by cię ta świadomość nie dopadała licząc po cichu na to, by ta świadomość dopadła ją. Że nagle oto odkryłeś, jak świat jest f.a.n.t.a.s.t.y.c.z.n.y. kiedy jej nie ma. Wasze dobre chwile, małe rytuały, intymności, o których nikt nie miał pojęcia? Pfff… dziecinada. Niech wie. Niech czuje jak boli.

Czasem się chowasz do szafy na kilka miesięcy. Boisz się z niej wyjrzeć nawet na chwilę, bo wisi nad tobą przerażający wyrok – on poszedł na przód za bardzo. Za szybko. Z kimś innym.

Na szczęście są sporty, nowe prace, seriale, trochę alkoholu, babskie lub męskie wieczory, znajomi, z którymi nie miało się czasu spotkać. Są jogi, medytacje, dbanie o siebie, odkrycie jarmużu i picia ośmiu litrów wody dziennie. Haft krzyżykowy, projektowanie stron, przerabianie starych ciuchów. Farby do włosów, nożyczki, poradniki jak w 7, 20, 30 dni zmienić życie.

Uwaga, uwaga! Tu buduje się nowe życie!

Co z tego, że jeszcze nie ma połowy fundamentów, a okna wstawione, ale nikt ci nie powiedział, jak przechodzić przez armagedon. Jak ocaleć i się wydostać ze zgliszczy. Tego nigdzie nie uczą.

Mija czas. A dzieje się to szybko. Już tak cię nie kłuje w oczy pojedynczy bilet do kina. Ani fakt, że znów do znajomych idziesz sam. Ani to, że poduszka obok jest na ozdobę, bo w komplecie były dwie i ładniej wygląda.

Chcesz związku. To, że nie czujesz się na niego gotowa wynika z kilku kwestii, lecz najważniejsza to taka, że nie poznałaś kogoś, z kim znów mogłabyś pójść naprawdę daleko. Chcesz związku, jesteś sama, ale już nie rozpaczasz z tej samotności. Wiesz, że ona raczej przeminie. A ty nareszcie doceniasz swoje towarzystwo. Czujesz, że nie warto rozmieniać się na drobne. Nie próbujesz więc rzeczy, które cię nie do końca kręcą. Odmawiasz i to daje ci sporą siłę.

Odzyskujesz lub dopiero teraz zdobywasz kontrolę nad własnym życiem. Ty decydujesz o tym, w którą idziesz stronę, z kim i bez kogo. Mimo, że nie jest idealnie, w ogólnym rozrachunku zaczynasz myśleć, czy tak wygląda szczęście. Nie czując nieszczęścia takie myśli przychodzą naturalnie.

Mija kilka lat. Przeszłość masz rozliczoną. Banknoty po lewej, ułożone nominałami; po prawej bilon pogrupowany dziesiątkami – wszystko trzymasz w kasetce na kluczyk, którą odkładasz w dobrze znajome ci miejsce. Wiesz ile zyskałeś, ile straciłeś. Wiesz też jak możesz zainwestować. Jest dobrze. Naprawdę dobrze.

Aż obojętny (już) ktoś przyjdzie i ci w tę kasetkę kopnie. Pomiesza pieniążki, których ilość znasz, ale zburzy ich porządek. Oczywiście niechcący.

Przypomni ci o tym, jak kiedyś ci powiedział brzydkie słowo i powie dlaczego. Wytłumaczy. Bo po kilku latach zrozumiał, więc i ciebie to musi obchodzić. Przepraszał cię już kilka razy, ale wtedy tak naprawdę nie wiedział za co. Dziś wie, więc przychodzi.

Czujesz nieprzyjemny mały ból. I po co tak? Dlaczego? Miało przecież nie boleć.

Albo ona. Bezbronnie siedząc na krześle opowie ci, że być może faktycznie fajnie się przez ostatnie lata b.a.w.i.ł.a. i wie, że było ci ciężko (to przecież eufemizm), ale że ona potrzebowała powietrza. I, wiesz, teraz się nim nawet za bardzo zachłysnęła, więc pomyślała o tobie. Bo u ciebie okna zawsze pozamykane. Bezpiecznie. I ona to teraz doceniła i ma nadzieję, że twoja następna dziewczyna także to doceni.

Oboje wpadną, niechcący kopną w twój porządek i wypiwszy ciepłą i pyszną herbatę, powiedzą, że się będą zbierać. Tak tylko, wpadli znowu pogadać.

Stać cię na uprzejmości, bo zawsze uprzejmość była twoją zaletą. Pożyczysz szczęścia, pomyślności, powiesz: do następnego razu i spokojnie zamkniesz drzwi.

Nic się przecież nie stało. Pieniądze w kasetce są, kasetka na swoim miejscu. Nic się nie stało. Miło było z kimś porozmawiać. Dobrze wiedzieć, że czasem o tobie dobrze myśli. Że przeprosił i że zrozumiał. Sprawiedliwość oddana, honor zwrócony. Powinnaś się cieszyć, nie? To ty po latach jesteś górą, choć byłaś pod butem.

Odwracasz jakoś myśli, dzwonisz do kogoś bliskiego i skarżysz się na nieproszonego gościa, który „se” wpadł pogadać. Wcale nie jest ci lepiej od tych przeprosin, czy czegokolwiek czym ta wizyta była.

Pieniążki w kasetce układasz przez kilka kolejnych dni i skupiasz się licząc je po raz kolejny tak dokładnie. Nie cieszysz się z tej wizyty.

Dlaczego wciąż wracasz?

Tak się nie robi.