Skip to content

Skończyłam wczoraj czytać ostatnią nieprzeczytaną książkę mojego ulubionego autora i odkąd ją odłożyłam, raz na pięć minut zastanawiam się nad losem dwóch bohaterek ostatniego reportażu.

Henia i Teresa, dwie przyjaciółki ze studiów przez czterdzieści lat regularnie pisały do siebie listy. Jak na rówieśniczki, które połączyło wspólne mieszkanie podczas studiów, a także utrata rodziców w trakcie wojny, i kilka innych faktów jak te, że obie pracowały naukowo, obie miały mężów i jedno dziecko, oraz, że mieszkały zaledwie 36 kilometrów od siebie, jedynie pozornie wiodły podobne życie. Dzięki diametralnie różnemu podejściu do życia, obie żyły w kompletnie różnych światach, w których pozostały do końca.

Henia, której listów w całym reportażu jest trochę więcej, jest doskonałym (wręcz podręcznikowym) przykładem tego, jak podejście do życia i jego postrzeganie wpływa na to, jak je przeżyjemy. W psychologii istnieje pojęcie samospełniającej się przepowiedni, która stanowiła całe życie tej kobiety.

Nie ukrywam, że denerwowałam się czytając niemal co drugi jej list, mając ochotę co raz to głośniej krzyknąć w książkę jakąś poradę, lub proste: “weź się w garść, kobieto!”. Później spuściłam z tonu zdając sobie sprawę z tego, że to, co w Heni wkurzało mnie najbardziej, to własne wady – brak zdecydowania, brak asertywności, bierność wobec życia, postawa ofiary, rezygnacja.  Z ulgą jednak stwierdziłam, że zrobiłam ogromny postęp, bo mój pesymizm nie osiągnął tak wielkiego poziomu i nie zebrał tak potężnych żniw.

Nie wiem, czy wśród Was znajdują się osoby patrzące na wszystko przez pryzmat samych negatywów, jednak myślę, że przynajmniej w jakiejś części ktoś z Was może uskuteczniać tę metodę na utwardzanie sobie tyłka poprzez spodziewanie się najgorszego (w razie, gdy najgorsze się stanie, nie będzie tak bolało, bo będziemy na nie przygotowani). Metoda ta objawia się, gdy myślimy między innymi w taki sposób:

Szczerze mówiąc, w pracy chwilowo spokój, ale nie jestem pewna, czy nie jest to cisza przed burzą.

Teńciu, niestety, uświadomiłam to sobie w końcu: wszystko, co dobre, jest już poza mną.

Nastrój mam fatalny, i to z kilku powodów. Jestem idiotką, mając zapalenie pęcherza, pojechałam do Łodzi. Drugi powód mojego przygnębienia to Iwona. Ciągle jest grzeczna i obca, a mnie nie o to przecież chodzi.

Jestem już tak znerwicowana, że lekką śmierć uważałabym w tej chwili za wyjście z sytuacji.

Cytatów podobnych, a nawet cięższych w całym reportażu jest więcej. Co ważne, pojawiają się one na przestrzeni kilkudziesięciu lat, podczas których zmieniało się życie, ustrój, dojrzewały dzieci, a podejście wciąż pozostawało takie same.

Najbardziej bolesny chyba moment w całym reportażu, to gdy Henia po dwudziestu latach korespondencji, w której niejednokrotnie żaliła się na swojego męża i stosunki z nim, dokonała podsumowania (będącego zapewne dla niej jakimś olśnieniem), że gdyby zawczasu zareagowała na jego zachowanie, dziś żyliby inaczej. Kiedy jednak jest się czytelnikiem pochłaniającym historie życia dwóch kobiet, nie ma tej różnicy, czy coś działo się za Gierka, czy już za Wałęsy. Tu wszystko ma odległość co najwyżej kilku stron, czasem ledwie akapitów. Z tych kartek bije tylko jedno zmarnowane życie uciemiężonej i nieszczęśliwej kobiety, zupełnie nieświadomej tego, że to całe cierpienie spotkało ją na jej własne życzenie.

Druga bohaterka, Teresa, dla kontrastu jest zupełnie inna: pogodna, wesoła, bardziej zdystansowana do rzeczywistości. Poszukująca siebie w każdym momencie swojego życia, a także akceptująca siebie, swój wiek, zmieniający się dokoła świat i wszystkie trudności napotkane po drodze. 

Gdy akcja reportażu sięga lat dwutysięcznych, Terenia sięga po internet, czatuje, pisze maile, zakłada konto na gadu-gadu. Ma komórkę, dzięki której może telepatycznie komunikować się z wnukiem, wysyłając mu sygnały. 

Zauważyłam, że nieszczęśliwą kobietę opisuję znacznie dłużej, niż tę, która swoje życie przeżyła szczęśliwie, spokojnie i świadomie. Ciekawiej. Nieszczęśliwi ludzie najczęściej mają więcej niesamowitych historii na swoim koncie, pozornie większe oczekiwania i (no właśnie), roszczeniową postawę wobec świata. Nieszczęście i rola ofiary to nie los, ani nawet wybór – to kaprys.

Dlatego dziś coś mnie tknęło, żeby wyszukać panią Teresę w internecie. Jakże by inaczej – miała konto na Facebooku. Nie wahałam się długo i napisałam do Niej maila, w którym powiedziałam jej, że mimo tego, że dzieli nas pewnie czterdzieści lat różnicy, myślę, że z nas dwóch to nie ja jestem młodsza duchem.

Mimo, że “Kaprysik” to książka o damskich historiach, radzę przeczytać ją każdemu, szczególnie ostatni reportaż o Heni i Teresie. Po wyciągnięciu odpowiednich wniosków, zdecydowanie zmniejszą się szanse na przespanie własnego życia i na zniszczenie go sobie przez brak inicjatywy i bierne czekanie na zmianę.

Bo przecież zmiana sama nigdy nie nadejdzie.

12.04.2004
Droga Heńciu, rozejrzyj się, jaka piękna wiosna.

15.04.2004
Rozejrzałam się, no i co z tego, Teńciu? Przecież potem znów będzie jesień.