Skip to content

Miewam koszmary. Nawet dość często. Wczoraj na przykład utonęłam na promie z Gdyni na Hel, przedwczoraj w tłumie zgubiłam na zawsze mojego kuzyna, a dzisiaj miałam ten najgorszy z możliwych koszmarów: wracam do liceum i okazuje się, że jest maj lub czerwiec, a ja nie byłam na ani jednej lekcji matematyki, a pani z muzyki już dała mi jedynkę na zakończenie. Jak to teraz rozwiążę? Pójdę błagać o drugą szansę? Jak to powiem mojej mamie? 

Często po nocach zakrapianych takimi snami, mam spory pęd do wiedzy. Na przykład przypominam sobie, że nigdy nie nauczyłam się na pamięć mapy USA. A skoro miałabym się już uczyć mapy, to może fajnie by było ogarnąć co nieco z temtejszej kultury i ogólnej sytuacji, by lepiej rozumieć gagi w "Simpsonach" i "Family Guy'u"? 

Dlaczego nigdy nie nauczyłam się porządnie żadnego drugiego języka obcego? Trochę znam niemiecki, trochę francuski, a włoski już kompletnie wyparował. 

A może joga? Skoro pokonałam już treningowy lęk i nie wstydzę się chodzić na siłownię i trzęść się przy podnoszeniu coraz ciężych hantli, to może czas na jakieś ćwiczenia poprawiające moją grację i ogólną koordynację ruchową?

Może przy okazji jeszcze zaliczyłabym jakis kurs Photoshopa, albo przebranżowiła się na dobre? 

Te wszystkie huczące w głowie pytania postanawiam dziś posegregować i korzystając z wolnego dnia, rozpocznę naukę czegoś nowego. Bo najbardziej przeraża mnie myśl, że nie zdążę się nauczyć w życiu ważnych rzeczy i umrę wyjałowiona.

Zacznę od skończenia książki. A potem będzie mapa Stanów.