Skip to content

Miałam może z siedem, osiem lat. Było lato, a latem wraz z moją mamą, siostrą, ciocią i kuzynem wyjeżdżaliśmy na wieś do dziadków, na bite dwa miesiące. Świeże powietrze, słońce, lasy, pola, praktycznie puste asfaltówki – idealne do jeżdżenia na rolkach i rowerze. No i olbrzymi jak na tamte czasy luksus – murowany basen, w którym latem bez przerwy się kąpaliśmy.

Okolice moich dziadków mimo, że piękne, to pozbawione są jezior i zalewów. Naturalnie nasz basen był olbrzymią atrakcją i dzieliliśmy się nim z dzieciakami z okolicy. Kilka domów dalej mieszkał chłopiec, z którym jakoś nie dało się bawić. Nie chodził – snuł się po okolicy. Nie biegał, tylko dygał, albo uciekał. Miał skórę białą i cienką jak pergamin, jaśniutkie włosy i w największe upały był ubrany jak w październiku. Gdy chłopczyk (nazwijmy go Wojtkiem) snuł się gdzieś blisko domu dziadków, mama z ciocią próbowały go zawołać i zaprosić do nas, żeby się trochę pobawił, wykąpał w basenie i wyszalał. Wojtek zawsze stał nieruchomo przy płocie i patrzył, jak bawimy się my i nigdy nie podszedł bliżej.

Kiedyś jednak przybiegł. Brudny. W dziewczęcych za małych ocieplanych gumiaczkach, filcowych spodniach, kurtce i wełnianej czapce. Była połowa lipca.

Mama z ciocią delikatnie zaproponowały mu, żeby został. Zaprowadziły go do łazienki, zaproponowały mu kąpiel, dały nasze ubrania – normalne tenisówki, krótkie bawełniane spodenki, a na górę kolorową koszulkę. Wojtek zjadł obiad, czymś się pobawił, a potem w końcu zaczął się interesować basenem. Namawialiśmy go, żeby wszedł do wody, piszczeliśmy, śmialiśmy się głośno, Wojtek też. Kiedy zdjął koszulkę wszyscy zamikliśmy na dłuższą chwilę.

Biała skóra Wojtka była cała w siniakach, zadrapaniach i ukąszeniach. Ale to nie były bąble od komarów – to były różnokolorowe krosty. Mama po chwili milczenia spytała Wojtka, co go pogryzło. Powiedział, że to od spania w piwnicy, w której są szczypawice. Przypomnę, że na wsi piwnice są to doły ukryte pod podłogą, do których wchodzi się przez klapę w podłodze. Wojtka na noc do piwnicy zsyłali rodzice, gdy był niegrzeczny. Miał wtedy pięć lat.

Po kilku miesiącach, Wojtek trafił do domu dziecka. Nie dlatego, że jakieś służby zainterweniowały i wyrwały go z tego piekła, bo każda nasłana na nich kontrola kończyła się upomnieniem, że Wojtka trzeba traktować lepiej. Wojtka do domu dziecka zawiozła jego matka, która powiedziała, że go nie chce i że mają się nim zająć. Po tym, jak trafił do domu dziecka spotykaliśmy się z nim przy rozmaitych okazjach – braliśmy go na święta, na całe wakacje, na ferie i trwało to kilka lat.

Potem Wojtek podrósł i był już na tyle samodzielny, że mógł zamieszkać ze swoją babcią, która z racji stanu zdrowia nie była się w stanie nim zaopiekować, gdy był mały. Dzisiaj Wojtek mieszka w dużym mieście, jest żonaty i ma już własne dziecko. 

Wojtek nigdy nie powiedział złego słowa na swoją matkę. Wścibską pieniaczkę, głośną awanturnicę, agresywną manipulatorkę, która oddała swoje dziecko do domu dziecka, bo jej partner nie był w stanie go zaakceptować i chciał mieć swoje własne dzieci. Znęcała się nad nim, traktowała gorzej, niż kury, które biegały po jej podwórku, ciągle na niego narzekała i wrzeszczała na nas, gdy przychodziliśmy po Wojtka. Krzyczała, że z takim śmieciem to bawić się nie warto. A Wojtek uciekał z domu dziecka do matki. Wracał, nawet gdy raz za razem wyrzucała go z domu. Nawet, gdy urodziła troje dzieci, które traktowała o niebo lepiej i mówiła o tym Wojtkowi, on wracał i kochał tę mamę na zabój.

Czasem sobie o Wojtku przypominam, bo mimo, że nasze drogi zupełnie się rozeszły, to im jestem starsza, tym częściej przywołuję jego historię, gdy myślę o tym, jaki wpływ na naszą przyszłość, ma przeszłość. Jak taki Wojtek mógł sobie sam z tym wszystkim poradzić? Jak udało mu się pójść do przodu, spełnić jakieś tam marzenia, zatroszczyć się o siebie, stworzyć dom. Przecież nie ma takiej możliwości, by jego straszne dzieciństwo nie odbiło się silnie na jego osobowości i podejściu do świata. Jak można poradzić sobie z brakiem miłości, osamotnieniem i nienawiścią najbliższych osób? Nie mam pojęcia. 

Ostatnio w ręce wpadł mi cytat z tytułu dzisiejszego wpisu. Jego autorem jest Jesper Juul. Od razu pomyślałam o Wojtku. O tym, że on to pewnie wszystko musiał wziąć na siebie, choć mam wielką nadzieję, że tak się nie stało. A może było jeszcze inaczej? Nie wiem.

Wiem jednak, że to bardzo trudne.

By wybaczyć, trzeba uznać przeszłość, pójść dalej i zaakceptować teraźniejszość taką, jaka jest.

Ile razy zdarzało ci się siedzieć i zastanawiać, jak możesz zmienić to, co już było? Maglować scenariusze, co by było, gdyby życie potoczyło się inaczej? Albo opłakiwać swoje dzieciństwo i samotność, którą czułeś być może już w podstawówce? Ja sama tysiące razy z rozrywającym żalem do losu i zaciśniętymy pięściami wyłam do księżyca, że gdyby mój tata żył, to wszystko, ale to wszystko byłoby inaczej. Latami żyłam tak, by zaprzeczyć faktom że on nie żyje i że jest mi trudno się z tym pogodzić.

Nie jestem ekspertką, ale mogę mówić o tym, co mi pomogło uporać się z tym strasznym wysysającym poczuciem krzywdy i żalu do losu o to, czego doświadczyłam. A pożytecznym okazało się zrozumienie tego, że nie ma na świecie takiej siły, pieniędzy i urządzenia, które pozwoliłoby na to, bym cofnąć się w czasie i zmienić bieg wydarzeń. Niby to takie oczywiste, a jakoś tak wielu z nas wciąż po cichu liczy na to, że coś się w tej kwestii jakoś magicznie odmieni.

Tymczasem, są rzeczy, których NIE DA się zmienić: 

-nierealne oczekiwania rodziców;
-brak podziwu, sympatii i zachęty;
-rozwód rodziców;
-śmierć w rodzinie;
-nerwowość w rodzinie;
-alkoholizm w rodzinie;
-narzucenie dzieciom rodzicielskiej odpowiedzialności za rodzeństwo lub za samych rodziców;
-naładowane negatywnymi emocjami otoczenie, w którym się dorastało;
-problemy z wyrażaniem i okazywaniem emocji;
-przesadne reakcje członków rodziny;
-poczucie, że zawsze trzeba udowadniać, iż jest się wystarczająco dobrym;
-ogólnie chaotyczne wychowanie z wieloma niewyjaśnionymi konfliktami.

Nabyte indywidualne cechy osobowości często zależą od tego, co przeżyliśmy w dzieciństwie.

Oto rzeczy, które bezwzględnie można zmienić:

-niska samoocena;
-perfekcjonizm;
-nerwowość;
-poczucie winy;
-nierealne oczekiwania;
-strach przed podejmowaniem decyzjj;
-natrętne myśli.

Możesz też zmienić to, że:

-jesteś wrażliwy na krytykę;
-podajesz wszystko w wątpliwość;
-wpływają na ciebie problemy innych;
-wciąż martwisz się tym, co myślą o tobie inni;
-niepokoisz się, czy nie jesteś poważnie chory;
-czujesz lęk przed jutrem, trapią cię myśli typu „a co, jeśli…”.

Nie jestem w stanie policzyć wszystkich listów i wiadomości, które dostałam od Was w kwestii tego, jak coś zmienić, jak zacząć i co zrobić, żeby odzyskać własne życie. Na takie pytania trudno odpowiedzieć, bo każdy ma inną sytuację, jest w innym stanie i nie może sobie pozwolić choćby na to, by skorzystać z pomocy prywatnego terapeuty. Kilka tygodni temu sytuacja ta się zmieniła, bo w moje ręce wpadła książka Naucz się żyć Matsa i Susan Billmark.

Nie jestem fanką książek psychologicznych i różnych nowatorskich metod leczenia chorób rodem z „dzieł” Beaty Pawlikowskiej, ale gdybym kiedykolwiek miała napisać psychologiczną książkę, to wyglądałaby podobnie. Susan i Mats w podobnym czasie zapadli na depresję i stracili kontrolę nad własnym życiem. Książka jest przewodnikiem po ich osobistych doświadczeniach wychodzenia z życiowej zapaści. Jest tym samym elementarzem wskazówek, które pomogą rozpocząć ci podróż, by samego siebie. Samo przeczytanie kilku zdań jest w stanie poukładać niespokojne myśli w gładszą i logiczną całość. Zresztą, jej autorzy nie zalecają pochłaniać książki jednym ciągiem – radzą ją sobie dawkować i na każdy rozdział zarezerwować sobie czas na przemyślenia i przeżycie emocji, które wyzwoli.

Książka tak bardzo jest bliska temu, co chcę Wam przekazać, że oficjalnie objęłam ją patronatem, a moją rekomendację możecie znaleźć na jej okładce.

Dziś polska premiera Naucz się żyć, a z tej okazji mam dla Was trzy egzemplarze książki. W komentarzu na Facebooku (o, tutaj) podzielcie się ze mną historią, która wywarła największy wpływ na Wasze życie, albo z której wyciągnęliście najważniejszą dla Was lekcję. Do końca tygodnia wybiorę trzy, a do ich autorów trafią książki.

Do dzieła!

*Cytaty pochodzą z książki Naucz się żyć