Skip to content

Jest piątek, więc wypadałoby wyjść na miasto. Jakiś czas temu mój chłopak pokazał mi wały pod Wawelem, na które na szczęście zaczęliśmy regularniej chodzić. Co prawda nie jest to ani knajpa, ani żaden klub, ale jako miejsce na zrobienie idealnego podkładu do późniejszego imprezowania, jest idealne. 

To miejsce ma właściwie same zalety, bo dobre jest do spotkań ze znajomymi, świetne jest na randki, zarówno pierwsze, jak i pięćdziesiąte ósme i wymarzone do samotnych zadum albo zatapiania smutków i dołów.

Trudno się na nie wchodzi, szczególnie gdy ma się dość luźne i płaskie buty oraz może być odrobinę niewygodnie, gdy ma się krótkie spodenki. Na wałach jest stromo, jest dużo wydeptanej i kamienistej ziemi, po której ani wygodnie się nie wchodzi, ani na której wygodnie się nie siedzi.

Jednak co z tego, skoro to miejsce z tak pięknym widokiem i z jedną niesamowitą zaletą – można tu bezkarnie pić alkohol. No, powiedzmy, że bezkarnie. Na tyle nic nam nie grozi, na ile odpowiednio wcześnie zauważymy podchodzący pod wzgórze patrol, a potem wspinający się po nim z pewnym trudem. Do tego czasu zdążymy schować wszystko, co nielegalne i uniknąć mandatu.

Pora na odwiedzenie wałów zawsze jest dobra, o ile nie jest ślisko, bo wtedy raczej nie zdołamy się wdrapać. Ja najbardziej kocham je nocą.