Skip to content

Każdy ma na swoim koncie takie sny, których nigdy nie zapomni. Nie zapomni, bo były albo niezwykłe, albo bardzo abstrakcyjne, albo graniczyły z rzeczywistością, bądź po prostu były tak okropne, że nie mógł ich przebić żaden horror. Do tych snów należy doliczyć sny cykliczne, w których spadamy, uciekamy nie mogąc biec, sny, w których każdy ruch nogami boli, sny w których latamy, lub stoimy nadzy na środku ruchliwej ulicy.

Moją zmorą są sny, w których jadę windą i winda się zacina, bądź jedzie nie wiadomo dokąd. Zdarzają mi się też sny, w których już prawie ginę, albo w których prowadzę samochód i tracę nad nim kontrolę. Fatalnie czuję się też po snach, w których śni mi się, że wracam do liceum i pod koniec semestru zdaję sobie sprawę z tego, że ani razu nie byłam na matematyce/fizyce/chemii i na pewno nie zdam tego przedmiotu.

Ostatnio jednak zdałam sobie sprawę z tego, że najgorszy rodzaj snu, jaki mogę mieć, to jest sen miłosny, czyli taki, w którym jestem niesamowicie szczęśliwa i zakochana. Wbrew pozorom, wcale nie chodzi o żadne erotyczne klimaty – chodzi o tę pierwszą fazę zakochania, kiedy mężczyzna zdobywa kobietę, lub po prostu uświadamia sobie jak bardzo ją kocha i okazuje jej te wszystkie wspaniałości, jakie można okazać na samym początku – przytulanie, pierwszy pocałunek, pierwsze złapanie za rękę, wyznania miłości i tym podobne.

Mówię Wam, mimo, że przez kilka minut trwania tego snu, czuję się najszczęśliwsza na świecie, nie ma nic gorszego, niż obudzić się z takiego snu i zdać sobie sprawę, że psińco z tego jest prawdą.

Ostatnio więc nawiedza mnie John Krasinski szerzej znany jako Jim Halpert.

imageWedług moich pobieżnych statystyk, około siedmiu razy wyznawał mi miłość, dwa razy mi się oświadczył, cztery razy płakał ze szczęścia na mój widok, z dwadzieścia razy mnie obejmował i raz wziął na ręce.

W moich snach, kiedy o mnie myśli, wygląda tak:

image

Kiedy mnie nie ma, wygląda tak:

image

Kiedy musi mnie zdobyć, wygląda tak:

image

Gdy w końcu mnie zdobędzie i udaje się na odpoczynek, myje się tak:

image

Kiedy los nam nie sprzyja i na drodze są jakieś trudności, które trzeba przemyśleć (oczywiście żadna trudność nie stoi na przeszkodzie naszemu szczęściu i nasz związek nie jest w żaden sposób zagrożony), mój ukochany wybiera jedyny słuszny sposób na samotne przemyślenia:

image

I kiedy znajdziemy się już naprzeciw siebie, gotowi do zgody, do związku, do miłości na wieki…

image

… budzę się. Ktoś za oknem wywozi śmieci, dzwoni moja mama z pobudką lub budzik, ktoś wierci w ścianie, albo zwyczajnie ucina mi się sen.

O ile w przypadku Johna, mogę sobie zawsze puścić jakiś odcinek The Office i go zobaczyć, tak w przypadku, gdy śni mi się ktoś kogo znam, robi się nagle dziiiwnie.

Ja ciągle tkwię w atmosferze snu, w którym mnie bardzo kochał, przed chwilą się przecież całowaliśmy, no i ON NIE WIE, ŻE JA WIEM CO PRZED CHWILĄ ROBILIŚMY. Poza tym, to o tyle paskudne, że przez te kilka godzin po przebudzeniu, ktoś do tej pory dla mnie niezauważalny, nagle staje się jakimś uosobieniem wszystkich moich tęsknot, pragnień, marzeń i muszę sobie naprawdę wmawiać, że nie, nie jestem w nim zakochana.

Na szczęście za chwilę pora obiadowa. Lepienie mięsnych klopsów zabije ulotność sennych marzonek i wieczorem będzie po krzyku.