Dostosuj preferencje dotyczące zgody

Używamy plików cookie, aby pomóc użytkownikom w sprawnej nawigacji i wykonywaniu określonych funkcji. Szczegółowe informacje na temat wszystkich plików cookie odpowiadających poszczególnym kategoriom zgody znajdują się poniżej.

Pliki cookie sklasyfikowane jako „niezbędne” są przechowywane w przeglądarce użytkownika, ponieważ są niezbędne do włączenia podstawowych funkcji witryny.... 

Zawsze aktywne

Niezbędne pliki cookie mają kluczowe znaczenie dla podstawowych funkcji witryny i witryna nie będzie działać w zamierzony sposób bez nich. Te pliki cookie nie przechowują żadnych danych umożliwiających identyfikację osoby.

Brak plików cookie do wyświetlenia.

Funkcjonalne pliki cookie pomagają wykonywać pewne funkcje, takie jak udostępnianie zawartości witryny na platformach mediów społecznościowych, zbieranie informacji zwrotnych i inne funkcje stron trzecich.

Brak plików cookie do wyświetlenia.

Analityczne pliki cookie służą do zrozumienia, w jaki sposób użytkownicy wchodzą w interakcję z witryną. Te pliki cookie pomagają dostarczać informacje o metrykach liczby odwiedzających, współczynniku odrzuceń, źródle ruchu itp.

Brak plików cookie do wyświetlenia.

Wydajnościowe pliki cookie służą do zrozumienia i analizy kluczowych wskaźników wydajności witryny, co pomaga zapewnić lepsze wrażenia użytkownika dla odwiedzających.

Brak plików cookie do wyświetlenia.

Reklamowe pliki cookie służą do dostarczania użytkownikom spersonalizowanych reklam w oparciu o strony, które odwiedzili wcześniej, oraz do analizowania skuteczności kampanii reklamowej.

Brak plików cookie do wyświetlenia.

Skip to content

Łatwiej jest czegoś nie lubić, niż lubić. Większość pozytywnych emocji wymaga znacznie szerszej gamy uczuć towarzyszących. Na przykład kumplując się z kimś, trzeba często przełknąć jego wady, które (mimo tego, że czasem są bardzo irytujące), trzeba przeskoczyć, bo bardziej zależy nam na znajomości z kimś, niż na hate drift’cie.

Od dłuższego już czasu, staram się inaczej patrzeć nawet na ludzi, za którymi nie przepadam, tłumacząc ich zachowanie, warunkami, kontekstami czy sytuacjami. Czasem, doprowadzona do totalnych granic, myślę sobie, że po prostu jest mi ich żal, że są tak drażniący i niefajni. Wszystko po to, żeby się nie karmić nienawiścią i nie nakręcać hejta, który jest destrukcyjny jak mało co.

Jest jednak jedna rzecz, której w ludziach nie lubię i nie lubię jej bardzo. Jest to brak przyzwolenia na smutek i słabość,

Siedzimy w tramwajach, biurach, barach, domach i łamiemy tabu za tabu: od seksu, upodobań łóżkowych, obleśnych historii, religii, po totalnie odjechane historie. Opowiadamy o tym, jak w sobotę rzygaliśmy na imprezie, jak przeżyliśmy dobry seks, jak przespaliśmy się z czyjąś żoną, bo mąż akurat wyjechał, dyskutujemy o grzechach, religii i przekonaniach. Za nic w świecie, z takim zapałem nie będziemy za to mówić o tym, że dzisiaj jest nam po prostu przykro i że nie mamy na nic ochoty.

Smutek stał się jakąś straszną stygmą – oznaką słabości, nudy, bedznadziei. Dzisiaj człowiek powinien mieć na wszystko zdrowo wyjebane i przyjmować życie jak leci. Radość? Ok, cieszyć się wypada, a nawet należy, ale do smutku za wszelką cenę nie należy dopuścić.

Dlatego lądujemy z tymi symbolicznymi kubłami lodów w łóżkach, oglądamy komedie, roztapiamy na językach czekoladę, albo uciekamy od smutku we wszystko, w co się da, byle jak najdalej.

Jestem w stanie to nawet zrozumieć. Kiedy nas coś boli, bierzemy tabletkę, albo w inny sposób uśmierzamy ból. Smutku też wolelibyśmy nie odczuwać, dlatego staramy się go unikać, ale w ucieczce żadne rozwiązanie – w ostentacyjnym dzieleniu się nim ze światem też nie.

Ostatnio poznałam dwie osoby, które rozbroiły mnie swoim podejściem do świata. Podejście to mogłoby nazywać się roboczo: artykulacja emocji. Co więcej, nie są to kobiety.

Nie będę się wdawać w zbędne szczegóły, powiem tylko, że bynajmniej nie chodziło o oznajmianie każdego stanu emocjonalnego, ale o pewnego rodzaju podsumowania rzeczywistości. “Jestem wesoły, podoba mi się”, “jestem zdenerwowany, stresuję się”, “jestem smutny, nie chciałem, żeby tak było”.

Dzisiaj jakaś dziwna fala wciska nas w jakiś zgniłopomarańczowy kubraczek nijakich emocji, z przyzwoleniem na złość, sarkazm i docenianie zajebistych rzeczy. Smutnym, rozczarowanym, rozpromienionym, w stanie jakiegoś nawet krótkotrwałego szczęścia, jakoś dziwnie być nie wypada, bo to zdradza, że w środku jest jakaś wrażliwość, że coś nas może zaboleć, i że wbrew pozorom, wiele nie trzeba, żeby tak się stało.

Dzisiaj wychodziłam z pracy i mój kolega, w którym wyczuwam głęboko skryte pokłady wrażliwości od pierwszych dni znajomości, spytał mnie co u mnie. W pierwszym odruchu odpowiedziałam standardowe: w porządku (bo obiektywnie rzecz biorąc tak jest), ale potem powiedziałam mu dlaczego minę mam taką, a nie inną, a ruchy widocznie opóźnione.

„Jestem rozczarowana”- powiedziałam i chwilę o tym pogadaliśmy.Czy przynudziłam? Czy bolało mnie to, że przyznałam się do tego, że nie wszystko mi zwisa i nie do wszystkiego potrafię od razu złapać dystans? Wcale. Nawet poczułam pewną ulgę i rodzaj jakiejś dumy, że potrafię coś szczerze o sobie tu i teraz powiedzieć. I się tego nie wstydzić.

Tak narzekamy, robimy o sobie śmieszne kampanie o złych cechach, jak to stoimy i narzekamy na noblistów, sportowców, nasze zwyczaje. Chcemy być poprawni politycznie jak w Stanach i szczerzy, prostolinijni jak Włosi, a czasem zachowawczy jak Czesi. W efekcie kończymy jako pozamykany, szary, przytupujący z nogi na nogę, sfrustrowany naród nieszczęśliwych i spiętych ludzi.

A czasem kilka szczerych zdań od pozornie obcego człowieka tak wiele może zmienić.