Skip to content

„Co byś zrobiła, gdybyś wygrała w totka?”, czyli pytanie, którego nie znoszę. Nie znoszę, bo bardzo szybko zaczynam przenosić się do rzeczywistości, w której mam szklany basen, kończą się wszystkie moje problemy dnia codziennego, kupuję wymarzone mieszkanie, albo buduję dom, który dopracowany jest w każdym najmniejszym szczególe, mam dużego czarnego suva, własną restaurację, a moja mama dom w Prowansji.

Kiedy się zdołam na wszystkie te pomysły napalić w 30 sekund, mój rozum trzeźwieje i sprowadza mnie z powrotem na ziemię, na której nadal mój majątek opiewa na kilka ubrań, lustrzankę z 2008 roku, laptopa na raty i telefon w abonamencie. W takich chwilach przypominam sobie o marzeniach równie materialnych, co łatwo dostępnych, jednak równocześnie są to marzenia, których jak dotąd nie spełniłam.

1. Kalosze z Huntera

lolololololololololo2

Czyli buty o których fantazjuję od pięciu lat. Zakochałam się w nich, kiedy zobaczyłam zdjęcia Kate Moss z jakiegoś dżdżystego eventu, gdzie zwykły gumiak robił taką stylistyczną robotę, że o mały włos nie wydrukowałam tego zdjęcia i przypięłam nad biurkiem. Niezmiennie, Huntery kosztują kupę kasy (której, gdy już ją mam), nie chcę wydać na buty, które będę nosić kilka razy w roku, bo przecież aż tak bardzo w Polsce nie pada.

2. Ściana w książkach

lolololololololololo5

Dekoratorka wnętrz ze mnie żadna, ale dziką przyjemność sprawia mi urządzanie nawet kąta w pokoju. Nie mam swojego mieszkania, więc nie wiem jaką chcę kuchnię, łazienkę, czy przedpokój, ale wiem, że oszaleję, jeśli w moim przyszłym mieszkaniu nie będzie ściany złożonej z samych półek po brzegi wypchanych książkami. Za to marzenie jestem w stanie oddać wszystkie Huntery świata.

3. Drewniana podłoga

lolololololololololo1

Nie parkiet, nie panele, nie jakieś płytki, czy drewnopodobne miksy. Długie, lakierowane sosnowe drewno, które nawet do końca nie jest proste. Niestety, wiązałoby się to z tym, że kobiety odwiedzające moje mieszkanie musiałyby podbijać sobie podeszwy filcem (do zdejmowania nie będę namawiać), ale taka jest cena wnętrzarskiego marzenia numer dwa.

4. Minimalistyczne klasyczne czarne szpilki

lolololololololololo4

Nienawidzę chodzić w butach na obcasie, ale wiem, że jeśli miałabym w swojej szafie porządne, wygodne i piękne czarne szpilki, chodziłabym w nich z namaszczeniem. Do tego opalona wygładzona stópka, zwężane spodnie 7/8 lub ołówkowa spódnica i dama (którą tak bardzo nie jestem) gotowa!

5. Zawsze świeża biała i gładka bawełniana pościel

lolololololololololo3

Na dużym dwuosobowym łóżku. Marzyć o takiej pościeli zaczęłam, kiedy po raz pierwszy zobaczyłam ten teledysk. Od tego czasu mam jeszcze jedno marzenie – od czasu do czasu dla zdrowia estetycznego, nocować w ładnym hotelu, który zapewniałby taką właśnie pościel, duże łóżko i schludne klasyczne wnętrze.

6. Piękne kaligraficzne pismo

IMG_6133

Nie mam brzydkiego pisma, ale odkąd widziałam pismo mojej byłej współlokatorki (pozdro Aga!), zapragnęłam móc pisać pismem, którym według moich wyobrażeń musiała pisać Ania z Zielonego Wzgórza. Kiedyś odkurzyłam zwykłe pióro i kreśliłam jakieś esy floresy, żeby zmienić sobie charakter pisma, ale niewiele to dało. Pozostaje zapisać się na kurs kaligrafii (drożyzna), by pisać w dostojny sposób.

7. Śliczna bransoletka z muliny

lolololololololololo8

Jak przystało na moje zdolności manualne, nie umiem pleść nawet prostych bransoletek z muliny. Rodzice podczas wakacji kupili mi kiedyś bransoletkę u panów z Ameryki Południowej, którą brutalnie przecięto podczas zakładania mi gipsu w trzeciej klasie. Od tamtej pory nie widziałam już ładnych bransoletek i (czemu dziwię się teraz), nie wpadłam na to, żeby sobie zwyczajnie taką zamówić.

8. Pani od sprzątania

lolololololololololo7

Nie żebym nie lubiła prac domowych. Lubię, nawet bardzo, ale tylko wtedy, kiedy sprzątam nie u siebie (potwierdzone przez kilkoro znajomych). W domu sprzątanie mnie wpieprza do tego stopnia, że je z premedytacją bojkotuję do momentu, w którym już naprawdę muszę zutylizować pewne odpady, by nie wybuchły.

Sprzątanie to praca po pracy, a że z tej drugiej wracam dość późno, to zaczęłam je traktować jako pożeracz energii, wkurwogenną czynność i źródło frustracji. Dlatego kiedy przekroczę pewien próg zarobków, porozmawiam ze swoim przyszłym życiowym współlokatorem na temat zatrudnienia osoby, która ogarniałaby te wszystkie kamienie w wannie, zlewy, podłogi, zakamarki, kłęby kurzu i sierść zwierząt na wszystkim.

9. Biurko uporządkowane od linijki

lolololololololololo15

Takie, przy którym mogłabym siedzieć godzinami, bo tak dobrze się przy nim pracuje. Może być przy oknie, a może być przy udekorowanej ścianie. Jako, że jestem osobą, która kocha oblepiać ściany różnymi papierkami, fotami i plakatami, każdą, nawet najbardziej nudną ścianę, jestem w stanie zagospodarować i przeobrazić w kolorowe i odprężające małe arcydzieło.

No i stabilny drewniany blat. I zero kabli.

10. Tysiąc trzysta innych małych rzeczy.

***

PS.

Urodziny mam w lutym, a rozmiar buta 38. Tak dla informacji…