Skip to content

odc1 zajawka– Cześć, możesz gadać?
– Mogę. Co jest?
– A nic, byłam wczoraj na randce z takim kolesiem…
– O, to opowiadaj! Jak było?
– Właśnie ode mnie wyszedł.
– To dobrze czy źle?

Mniej więcej tak brzmiącą rozmowę zdarzyło mi się kilka razy w życiu przeprowadzić. W sobotnie i niedzielne leniwe poranki czasem dostawałam SMSa od którejś z koleżanek. Nieraz po to, żeby zdać relację z randki z facetem, do którego przez jakiś czas wzdychały, czasem dlatego, że zwyczajnie trzeba było przegadać temat, a czasem dlatego, że wcale nie było tak super.

Są wakacje, a w wakacje (nawet jeśli pracujemy i już dawno nie jesteśmy studenciakami i uczniami liceum), często robimy sobie przerwę od sztywnych norm i pozwalamy sobie na coś więcej, niż zazwyczaj. Z resztą, umówmy się: wyjazdy, festiwale, imprezy, chłodne drinki w upalne dni i urlopy sprzyjają luźnej atmosferze i nabieraniu ochoty na szaleństwo. Szaleństwo, które czasem kończy się w łóżku (albo w namiocie, na plaży, w samochodzie i tak dalej, i tak dalej).

Pytanie, czy spontaniczny seks ze świeżo poznanym partnerem, jest w porządku, trochę przypomina mi pytanie o to, czy okej jest noszenie sandałów na obcasie – wszystko jest kwestią potrzeb i oczekiwań.

Skupmy się na potrzebach.

Abraham Maslow, który jest autorem hierarchii potrzeb, znanej (chyba) wszystkim pod nazwą piramidy Maslowa, potrzebę uprawiania seksu zaliczył do grupy potrzeb fizjologicznych, znajdujących się u jej podstaw.

Zanim pomyślicie jednak, że piszę o tym dlatego, że uważam, że zgodnie z tą teorią powinniśmy teraz chodzić po świecie i realizować tę potrzebę z równie oczywistym podejściem, co picie wody i jedzenie, pozwólcie mi dokończyć myśl.

Chcąc – nie chcąc, seks (unikam tu biologicznego pojęcia prokreacji), jest potrzebą instynktowną. Nie znaczy to, że wszyscy odczuwają ją jednakowo mocno i nawet pokusiłabym się tutaj o małe porównanie do apetytu – jedni mają duży, inni nie mają go prawie wcale, niektórzy mają umiarkowany, a jeszcze inni na co dzień nie jedzą zbyt wiele, co potem odbijają sobie ucztując w królewski sposób.

Oznacza to także (w moim przekonaniu), że u znacznej części społeczeństwa, potrzeba ta, czasem jest w stanie domagać się natychmiastowej realizacji. Tu i teraz.

A.: Możesz mi nie wierzyć, ale ja naprawdę kocham seks. Kiedy z kimś jestem, mam problem z głowy, bo to dla faceta zazwyczaj jest jak los na loterii. Gorzej, jeśli jestem sama, bo wtedy muszę się jednak trochę postarać, żeby pójść z kimś do łóżka. A wiesz, mnie nie interesują opcje: „jutro”, „za trzy dni”, „za dwa tygodnie”. Ja chcę seksu teraz i naprawdę jestem w stanie zrobić dużo, żeby do niego doszło.
I co wtedy robisz?
A.: Nie jestem desperatką, ale nie ukrywam, że chodzenie ze mną na imprezy przeważnie kończy się tym, że znikam na jakiś czas. Przecież nie trzeba cudu, żeby na imprezie, szczególnie fajnej, gdzie są tak zwani ładni ludzie, wpaść sobie w oko. Chemię (lub jej brak) wyczuwa się od razu. A ja to po prostu uwielbiam. Lubię być adorowana i nie mam oporów, żeby iść na całość.
W porządku. No więc znikasz znajomym z pola widzenia i co im mówisz? Słuchajcie, idę na chwilę z nowym kolegą. Czekajcie na mnie, za godzinę wracam?
A.: Zazwyczaj oni sami wiedzą, co się kręci, kiedy rozmawiam z kimś obcym długo i widać po mnie, że flirtuję. Przyzwyczaili się do tego, nie oceniają mnie, więc się przed nimi nie tłumaczę. Gdybym musiała to robić, przestałabym się z nimi kumplować.
Znasz kogoś kilka, może kilkadziesiąt minut. Idziesz z nim gdzieś sama – nie boisz się?
A.: Muszę przyznać, że tutaj mój plan ma pewne luki, bo faktycznie mogę kiedyś trafić na kogoś, kto ma bardzo złe intencje. Ale może się to zdarzyć każdej, nawet najgrzeczniejszej dziewczynie, więc myślę, że ryzyko w obu przypadkach jest porównywalne.
Gdzie idziecie?
A.: Zdziwiłabyś się, w ilu ogólnodostępnych miejscach, można uprawiać seks i być niezauważalnym. Latem jest dużo fajniej, bo do dyspozycji masz praktycznie każdą przestrzeń. Ale cię nie zaskoczę: toaleta, szatnia, park. Jeśli bawię się z kimś naprawdę dobrze i nie chcę, żeby wieczór kończył się szybko, idziemy do niego.
Nie czułabyś się lepiej u siebie?
A.: Kiedyś o tym myślałam, ale nie. Paradoksalnie to daje mi poczucie dużo większej kontroli nad sytuacją, bo mogę wyjść kiedy chcę. Goście czasem nie reagują na grzeczne i już bardziej oczywiste sugestie, że powinni chwycić za płaszcze i opuścić mieszkanie.
To wyobraźmy sobie, że przychodzi ten moment, w którym wychodzisz…
A.: No więc czasem po prostu się ubieram i wychodzę, czasem jemy jeszcze śniadanie i się wygłupiamy do południa. Żegnamy się, czasem umawiamy się na kolejne spotkanie… Ale jeśli już wyjdę, to zazwyczaj z uśmiechem na ustach. Tak, jakbyś wracała ze spotkania, na którym świetnie się bawiłaś – czujesz coś w rodzaju naładowania akumulatorów, zaspokojenia, dobrze spędzonego czasu. Ja się czuję spełniona.
Nie boisz się, że kiedyś ta beztroska się skończy i coś pójdzie nie tak, a ty zajdziesz w ciążę z kimś, kogo znałaś przez kilkadziesiąt minut?
A.: Czasami tak bywało, że byłam już prawie pewna, że zaszłam w ciążę. Spóźniał mi się okres, nie byłam pewna, czy w trakcie seksu nie doszło do małej wpadki, ale bałam się (to głupie, wiem) pójść po test i to sprawdzić. Wiedziałam jednak, że jeśli zajdę kiedykolwiek w ciążę, to po prostu to na siebie wezmę. Od niedawna jest mi trochę „lżej” ze świadomością, że w razie jakiegoś wpadkowego stosunku, mogę jeszcze się poratować antykoncepcją awaryjną, o ile jestem w odpowiednim dniu cyklu.
Muszę o to spytać, ale to ważna kwestia: nie boisz się o własne zdrowie?
A.: Biorę tabletki, zabezpieczam się. Zawsze mam ze sobą prezerwatywy, bo spora część facetów kompletnie ma to gdzieś, szczególnie, kiedy po kilku drinkach wyłącza im się kolejny poziom rozsądku. To zaskakujące, że oni najczęściej antykoncepcję uważają za coś niewygodnego, co ma ich uchronić przed płaceniem alimentów za kilka lat, nie jako coś, co chroni ich przede wszystkim przed chorobami. Niedawno się badałam – jestem zdrowa. Myślę, że o wiele zdrowsza, niż wiele osób żyjących w stałych związkach, które uważają, że nie muszą dbać o swoje zdrowie, właśnie z tego względu. Uważam, że testy powinniśmy traktować jako jedno z badań okresowych. Zaufanie nie jest szczepionką przeciw chorobom.

E. nie należy do osób, które wybijają się ze swoim libido ponad przeciętną. Seks uprawiała tylko będąc z kimś w relacji, a na imprezach, na których zdarzyło jej się poznać fajnego mężczyznę, nie dochodziło do niczego więcej, poza całowaniem. Ale był festiwal, a wraz z nim niesamowita atmosfera wolności, muzycznej euforii, lato, świetni ludzie, rozmowy do rana, nieprzesadnie dużo alkoholu, no i on.

E.: No i się zdarzyło.
Jak?
E.: Wracaliśmy z koncertu ostatniego wieczoru. Poznaliśmy się dzień wcześniej przez wspólnych znajomych. Trochę było mi szkoda, że tak późno się spiknęliśmy, bo mogłoby być rewelacyjnie przez kilka dni festiwalu, dlatego bardzo chciałam, żeby coś między nami było.
„Coś”, czyli co?
E.: No właśnie nie wiem. Po prostu chciałam, żeby było coś więcej, niż tylko całowanie się pod sceną na koncercie.
Wracaliście z koncertu…
E.: I bez żadnego słowa poszliśmy do jego namiotu. Nie chcę się wdawać w szczegóły, ale było świetnie. Było nam (przynajmniej tak mówił) szkoda, że to ostatnia noc i że czas wracać.
Było to dla ciebie coś nowego?
E.: Tak. Przyznam szczerze, że byłam najzwyczajniej w świecie zaskoczona. No, bo ja zawsze na seks jakoś długo czekałam. Spotykałam się z kimś, potem upewniałam się, że druga strona traktuje mnie poważnie i że ja chcę się zaangażować. Na seks przychodził czas po całym tym procesie wstępnego poznawania się. Żyłam też w przekonaniu, że kobiety uprawiające przygodny seks, są na drugim biegunie, jeśli chodzi o podejście do spraw damsko-męskich. A tu nagle ja i seks po kilkunastu godzinach znajomości. I o dziwo, nie było źle – byłam trzeźwa, świadoma, chciałam tego i nie miałam wyrzutów sumienia.
Wyrzutów sumienia?
E.: Wydawało mi się, że odczuwa się je po przygodnym seksie. W końcu to jednak dość poważna sprawa. Przynajmniej ja tak dotychczas traktowałam seks. Jako wyraz jakiegoś uczucia, przywiązania, bliskości. Okazało się jednak, że mogło być po prostu fajnie bez tych wszystkich podchodów. Bałam się, że będę się czuć jak puszczalska panna, albo, co gorsza, że poczuję się wykorzystana. Chociaż teraz przyszło mi do głowy, że może nawet mogłabym się tak poczuć, gdybym miała wobec festiwalowego chłopaka, jakieś oczekiwania.
A nie miałaś?
E.: Tu cię zaskoczę – nie miałam. Dlatego też nie było mi trudno przeżyć nasze rozstanie i rozłąkę kilka godzin po tym, jak razem spaliśmy. Miałam poczucie dobrze wykorzystanego czasu, doświadczenia czegoś nowego. Nie czułam się odrzucona, ale po kilku dniach, zaczęłam tęsknić.
Za nim?
E.: Tak. Wydaje mi się, że jednak miałam nieco inne oczekiwania. Ja jestem związkowa, więc mimo wszystko liczyłam chyba w głębi duszy na to, że coś z tego będzie. No i wtedy zaczęłam się zastanawiać, czy było warto posuwać się tak daleko. Czy było to warte moich emocji.
Znasz już odpowiedź na to pytanie?
E.: Nie znam, bo moja historia przybrała zabawny obrót. Spotkaliśmy się przypadkiem dwa miesiące później na imprezie u znajomych, a żadne z nas nie miało ze sobą żadnego kontaktu. Nie dowiadywaliśmy się u naszych znajomych, co słychać u drugiej osoby. I po tamtym drugim spotkaniu na następne już się umówiliśmy.
Spotykaliście się ze sobą?
E.: Spotykamy nadal. Więc z one night standu może wyjść jednak kilka nocy więcej. Albo i kilkaset. I to dużo fajniejszych nocy, bo połączonych z dniami.

X. chciała się związać, ale w okresach singielstwa sporo randkowała i przyznaje, że część randek kończyła się w łóżku. Zazwyczaj było przyjemnie, chociaż zdarzały się wpadki, które można było opowiadać jako zabawne anegdoty podczas babskich wieczorów. Jakiś czas temu, siedziałyśmy razem na piwie i rozmawiałyśmy o randkach. Nagle X. powiedziała: Słuchaj, mam dla ciebie historię na bloga. Ale musisz mi przysiąc, że nie zdradzisz, kim jestem.

X.: Byłyśmy na imprezie i był tam taki całkiem spoko facet. Cały wieczór spędziliśmy razem, całowaliśmy się, ale ja już byłam naprawdę zmęczona i chciałam iść do domu. On nalegał, żebym została, ale uwierz mi – padałam z nóg. No więc on zaproponował, że mnie odprowadzi.
To miło z jego strony, prawda?
X.: Też tak myślałam, ale im bliżej domu byliśmy, tym bardziej on nalegał, żeby mnie odprowadzić na górę.
Zgodziłaś się?
X.: Mówiłam, że chcę wracać sama, że chcę iść do domu spać, ale on powiedział, że szedł ze mną całe miasto i chce mu się pić. Powiedział, że chce tylko herbaty i potem pójdzie do domu. Była druga, może trzecia w nocy, więc czułam się trochę zobowiązana.
No i co?
X.: Justyna, wydaje mi się, że on mnie zgwałcił.
To znaczy?!
X.: On oczywiście tej herbaty nawet nie tknął. Padł na moje łóżko (X. mieszka sama i ma tylko jedno łóżko w domu) i spytał, czy jednak nie może u mnie spać. Wkurzyłam się, ale on obiecał, że nic mi nie zrobi, ale że jest padnięty i że rano się zmyje do siebie. Poszłam się przebrać w piżamę, wróciłam do sypialni mając nadzieję, że on już śpi. Położyłam się na drugim końcu łóżka i wtedy się zaczęło. Zwalił się na mnie swoim ciałem i zaczął się do mnie dobierać. Ja cały czas mówiłam „nie”. Cały czas.
A on co?
X.: Kiedy powiedziałam wyraźnie, żeby przestał, uderzył mnie w twarz. on mnie zaczął przyduszać i mówił, że go to kręci, że się gram nieprzystępną. Mówiłam mu, że nie gram, że ma ze mnie zejść, że nie chcę. Ale on mnie dusił za każdym razem, kiedy mówiłam „nie”. Ściskał mi twarz i kazał prosić, żeby przestał. Justyna, nie mogłam się ruszyć, rozumiesz? Myślałam, że można kopać, wrzeszczeć, drapać… nic nie mogłam zrobić.
Jak to się skończyło?
X.: On zasnął, a ja byłam sparaliżowana. Na palcach poszłam do kuchni i bez zastanowienia wyciągnęłam wszystkie noże z szuflady i je schowałam, żeby on więcej nie mógł zrobić mi nic złego i żebym może mogła się jakoś obronić, nie wiem. Nie spałam całą noc, a on leżał w łóżku do południa. To było straszne. A myślałam, że to naprawdę normalny koleś. Zadbany, znajomy znajomego znajomego. Pracuje w banku. Normalny facet, w życiu byś nie powiedziała.
Zgłosiłaś to gdzieś?
X.: Nie. No bo co powiem? Przecież go sama przyprowadziłam do domu. Na imprezie piliśmy. Położyłam się z nim razem do łóżka. Teraz chcę o tym zapomnieć.
To co zrobiłaś?
X.: Jak tylko wyszedł, poleciałam do apteki po tabletkę, żeby przypadkiem nie zajść z tym człowiekiem w ciążę, bo oczywiście, o żadnej antykoncepcji tamtej nocy nie było mowy. On robił, co chciał. Jedyne na czym mi zależy, to już nigdy go nie widzieć na oczy i zapomnieć o tej okropnej nocy.

Minęło sporo czasu i X. udało się zatrzeć w pamięci gwałciciela, który wyglądał jak niczym nie wyróżniający się facet. I, o ile przykład X. jest dość drastyczny, to nie nazwałabym go skrajnym, za to bardzo uświadamiającym w kwestii bezpiecznego seksu.

Być może wydaje się wam, że niepotrzebnie straszę, ale wszystkie badania dotyczące gwałtu jednoznacznie ujawniają brutalną prawdę. 9 na 10 ofiar gwałtów zna swojego oprawcę. Dlatego, obok całej przyjemnej otoczki związanej z seksem, kluczowa jest wiedza na temat własnego zdrowia i bezpieczeństwa.

Jako, że one night standu raczej się nie planuje, a i bardzo często, gdy do niego dochodzi, myślenie schodzi na dalszy plan, warto wbić sobie do głowy instynktowny plan działania, który wejdzie nam w krew.

  1. Nigdy nie decyduj się na seks, jeśli nie jesteś do tego w stu procentach przekonana. Zawsze masz prawo zrezygnować.
  2. Masz prawo wyboru – możesz tak samo się na coś zgodzić, jak i odmówić. Nie ma czegoś takiego, jak zobowiązanie do seksu.
  3. Jeśli znalazłaś się w sytuacji niebezpiecznej, zadzwoń na policję.
  4. Nigdy nie uprawiaj seksu bez zabezpieczenia.
  5. Zawsze pamiętaj o prezerwatywie, nawet jeśli stosujesz inne środki antykoncepcyjne. Tylko prezerwatywa jest w stanie ochronić cię przed chorobami takimi jak kiła, rzeżączka, chlamydia, grzybica, czy wirusami (HIV, WZW).
  6. Regularnie poddawaj się badaniom ginekologicznym i badaniom krwi na obecność chorób wenerycznych oraz wirusów.
  7. Jeśli masz jakiekolwiek wątpliwości, zawsze możesz je skonsultować ze specjalistami (ginekologami, seksuologami, specjalistami z fundacji Ponton czy Federa).
  8. Jeśli zapomnisz o zabezpieczeniu (lub ono zawiedzie – pęknięta prezerwatywa), pamiętaj o antykoncepcji awaryjnej, którą możesz nabyć w aptece bez recepty. Nie bez znaczenia mówię tu o antykoncepcji, a nie o metodzie, którą można by było nazwać już postkoncepcyjną (po poczęciu) i toczyć etyczne spory. Tabletki antykoncepcji awaryjnej, dostępne w aptekach bez recepty, to tabletki niehormonalne, których zadaniem jest przesunięcie owulacji o pięć dni (120 godzin) tak, aby komórka jajowa nie spotkała się z plemnikiem. Dzięki tabletce, do owulacji dochodzi kilka dni później, przez co unikamy ryzyka zapłodnienia. Wbrew obiegowej opinii, „tabletka po” dostępna w aptekach bez recepty, niezależnie od kwestii poglądowych, nie jest tabletką o działaniu aborcyjnym (m.in. uniemożliwiającym zagnieżdżenie się zapłodnionej komórki – co więcej, jeśli do zapłodnienia już doszło, tabletka ta w żaden sposób nie przeszkadza w zagnieżdżeniu się zarodka w ścianie macicy). Sprawia ona w sposób nieinwazyjny, że do zapłodnienia nie dochodzi, poprzez opóźnienie uwolnienia komórki jajowej do jajowodów.

Dlaczego o tym mówię i kładę na to tak duży nacisk? Przede wszystkim dlatego, że uważam, że naszym podstawowym prawem, jest prawo do informacji i wiedzy. Sama byłam w szoku, kiedy zgłębiając temat antykoncepcji, na temat której, byłam przekonana, że wiem wszystko, okazało się, że w 7 na 10 przypadków zwyczajnie się mylę, albo wiem jakieś dyrdymały. Zrobiłam nawet test i rozmawiałam z moimi dobrymi koleżankami, przyjaciółkami, znajomymi, które uważam za inteligentne i świadome kobiety. Efekt był podobny. Sprawiło to, że postanowiłam stworzyć Krótki Poradnik Odpowiedzialnego Seksu. Nie możemy podejmować odpowiedzialnych decyzji, nie znając dokładnie tematu, a opierając się jedynie na szczątkowych informacjach lub zasłyszanych gdzieś legendach.

Niezależnie od tego, jakie mamy poglądy, wyznawane wartości, wyobrażenie na swój temat i oczekiwania wobec siebie, w życiu bywa różnie. A my na to „różnie” możemy być przygotowani. I o tym chcę mówić.

* Chciałam zwrócić uwagę, że mimo, że tekst pisany jest w formie żeńskiej, dotyczy obu płci. Bohaterkami mojego tekstu są kobiety, dlatego forma ta, wydaje mi się bardziej adekwatna.

 

***

Tekst powstał we współpracy z Vision Group w ramach kampanii promującej edukację i świadomość seksualną.