Żyjemy granicach państwa, w którym kultura jest mocno zdeterminowana przez religię opartą na wszystkim, czego nie można zawrzeć w pojęciu “egoizm”. Niezależnie od tego, czy wierzysz, czy nie, nie wypada za bardzo myśleć o sobie, bo zawsze jest ktoś, kto w twoim życiu będzie pełnił rolę stojącej staruszki w autobusie, której musisz ustąpić miejsca, by nie wyjść na świnię.
„Myślenie o sobie” ma wciąż tak pejoratywny wydźwięk, że za każdym razem, kiedy rozmawiam z kimś i opowiadam o tym, co u mnie (a u mnie tyle, że ogarniam sobie życiową kuwetę na kolejnym poziomie), to w trzecim zdaniu upewniam się, czy rozmówca przypadkiem nie ma mnie za nawiedzoną egocentryczkę, która dorabia filozofię do tego, że jest sama.
Ostatnio pisałam już o tym, że żyjemy w czasach, w których nie musimy poświęcać się dla nikogo, ani dla żadnej idei. Możemy więc wreszcie popracować nad tym, by zerwać z tymi ograniczającymi i podcinającymi skrzydła pozostałościami po kilkudziesięciu latach przemian. Żebyśmy, kurczę, chodzili po tych ulicach uśmiechnięci i zadowoleni.
No dobra, ale jak?
Po pierwsze, przypomnij sobie o wszystkich rzeczach, które sprawiają ci przyjemność. (I są jednocześnie dla ciebie dobre, bo nie mówimy o piątkowym chlaniu, czy hazardzie).
Zadaj sobie ten trud i je wypisz i nie wstydź się sam przed sobą, że to robisz. Patrzysz teraz na rzeczy, które powinieneś przede wszystkim w życiu robić. (Swoją drogą, od tej chwili już o wiele trudniej będzie ci powiedzieć, że nie wiesz, co chcesz robić ze swoim życiem 🙂 ).
Jak już sobie przypomnisz, że gra na fortepianie, naprawianie samochodów, chodzenie po górach, rysowanie, robienie zdjęć, malowanie, dekorowanie wnętrz, gotowanie, sadzenie kwiatków i co tylko sobie wymyślisz, sprawia ci w życiu największą przyjemność, napisz sobie obok powody, dla których w tej chwili nie robisz tych rzeczy. Myślę, że napiszesz najwyżej dwie, może trzy, bo w trakcie pisania zorientujesz się, jak bardzo są bezsensowne. A jeśli takie są, to je przekreśl.
Skoro już widzisz, że wymówki są żałosne, a ty ślęczysz nad kartką zamiast biegać po mieście z aparatem czy ślizgać się na skimie, bądź uprzejmy sobie wypisać sposoby na to, jak sprawić, byś zaczął działać. A jak już je wypiszesz, zadaj sobie RAZ ten wysiłek i rusz dupę. Jest duże prawdopodobieństwo, że drugi raz nie będzie już żadnym wysiłkiem, bo przyjemność (poza pewnymi wyjątkami) nie kojarzy się z nieprzyjemnością zmuszania się do czegokolwiek.
Brawo! Zrobiłeś coś dla siebie.
Żebyś sprawiał sobie więcej przyjemności i żeby siła, którą ci ona daje, pchała cię w dobrym kierunku, zacznij zwracać uwagę na ludzi, którymi się otaczasz, ale też na tych, którymi chciałbyś się otaczać.
A więc po drugie, czerp inspirację z innych ludzi.
Wiem, że można przeczytać biografię Jobsa, wiem, że można brać przykład z Gatesa, można czytać coachingowe książki, ale naprawdę nic nie motywuje tak bardzo, jak człowiek taki jak my, który jest w tym przepięknym momencie osiągania czegoś i sięgania po to, czego zawsze pragnął.
Jestem prawie pewna, że większość takich osób, wybierając swoją drogę, musiała stoczyć konkretną walkę o to, żeby móc zboczyć ze szlaku i dojść do swojego celu w obrany przez siebie sposób.
Nie idź tamtędy, tu jest asfalt, dobrze się idzie i spokojnie. Nie upocisz się i pójdziesz z nami, z grupą. Ale ty sobie nad to Morskie Oko chcesz pójść i pójdziesz trudniejszą, bardziej stromą i zdecydowanie bardziej dynamiczną trasą. Podłoże trudniejsze, widoki ładniejsze, a cel osiągniesz dwa razy szybciej, niż reszta. (Akurat nad Morskim Okiem alternatywna trasa jest skrótem mocno ścinającym zakręty, ale i tak 90% ludzi idzie asfaltem. Dlaczego? Bo choć to skrót, to jest trudniejszy. Trzeba robić większe kroki, idzie się stromo pod górkę po korzeniach, kamieniach, w błocie. A po co się męczyć skoro asfalt taki wygodny…).
Jednym słowem, nie bój się porzucić wygodnego życia na rzecz tego, które po prostu będzie cię pasjonować. Pierwsze kroki zawsze są pod górkę, ale rezultaty – niesamowite.
Po trzecie, dbaj o siebie tak, jakbyś był swoim dzieckiem.
Dziecku nie dasz syfu do jedzenia, nie każesz mu zarwać nocy, nie ukarzesz surowo, nie postawisz w sytuacji, w której będzie się czuło gorsze. Jeśli dziecko to za duża abstrakcja, pomyśl o swoim psie lub kocie, który cię wita po powrocie do domu. Nie ma opcji, byś nie dał mu czegoś do jedzenia i to czegoś dobrego. Kochasz to zwierzę i jesteś do niego przywiązany, więc chcesz dla niego dobrze i chcesz mu sprawiać przyjemność. Sprawa jednak wygląda tak, że to ze sobą będziesz żył do końca życia i to przede wszstkim za siebie jesteś odpowiedzialny.
Wiem, że dietetyczno-zdrowotne rady z moich ust brzmią równie nieautentycznie, co przymiotnik “opanowany” przed Januszem Korwinem-Mikke, ale spróbuj odstawić cukier, albo go ogranicz i zobacz jak się będziesz czuł po tygodniu, dwóch. Zostaw smartfona w domu i wyjdź gdzieś sam lub z kimś. Przestań zasypiać przed telewizorem i laptopem. Kąp się dla przyjemności, zwracaj uwagę na drobne i malutkie szczegóły, które są przyjemne i dobre (miło by było, gdybyś nie ograniczał się tylko do lolkontentu 😉 ).
Gdy jest ci smutno – nie chlej i się nie obżeraj. Popłacz trochę dłużej, ale nie utrwalaj szkodliwych na dłuższą metę schematów.
Po czwarte, nie wstydź się prosić o pomoc.
Niby takie proste, ale wbrew pozorom, łatwiej jest pomóc komuś, niż samemu o nią poprosić. Jeśli nie jesteś w stanie sobie dać rady z czymś sam, to nie prosząc nikogo o wsparcie, to po pierwsze, to coś nie zostanie zrobione, a po drugie zmarnujesz sporo czasu i energii na to, żeby jednak jakoś spróbować ogarnąć coś samodzielnie. No, chyba, że zrobisz coś źle, ale wtedy i tak marnujesz zarówno szansę, jak i swój czas i energię.
Współpraca buduje relacje międzyludzkie, zbliża – lub w ogóle – łączy ludzi. Boisz się, że będziesz dla kogoś problemem i ciężarem, lub będziesz miał dług wdzięczności? Jeśli ktoś nie chce i nie może ci pomóc, to zwyczajnie tego nie zrobi, a dług wdzięczności zamień na okazję do rewanżu, która (gwarantuję) da ci dwa razy więcej radości, niż fakt, że ktoś podał ci rękę. Z resztą, halo, jest coś takiego jak bezinteresowność, nie?
Życie chyba ogólnie sprowadza się do dawania i brania, a przecież nikt nie chce brać niczego, nawet za darmo, jeśli producent nie dba o swój asortyment. Z ubogiego menu sam też zbyt wiele nie zaserwujesz.
Mówią, że szczęśliwa matka, to i szczęśliwe dziecko. A ja mówię, że zadbany i dobrze opiekujący się sobą człowiek, to i szczęśliwe życie.
Twoje!