Niezaprzeczalny dowód mojej nieumiejętności posługiwania się poezją.
„Krótka ballada o hormonach”
Wtorkowy poranek udanym zbyt nie był
Za oknem mokrość i słońca niebyt.
Patrząc na ekran mojego smartfonu
Myślałam jak dużo mam zrobić dziś w domu.
„Zacznę od kawy” – to pomysł dość zacny
Po kawie zaś wezmę się do mej pracy.
Cóż najpilniejsze? Śniadanie czy poczta?
A może zamknąć na chwilę zaspane oczka?
Do jedenastej w łóżku leżałam,
Z boku na bok się przewracałam.
Poczucie winy rosło i rosło,
Nastrój paskudny mi ono podniosło.
Myśląc klasyką młodej dość panny
Ze zmartwieniami poszłam do wanny.
Trochę pomogło leżenie w wodzie,
Tak to już bywa w „wolnym zawodzie”.
Wysłałam maile i podzwoniłam,
Czym większość spraw na dziś załatwiłam.
Powinnam czuć ulgę, miast gorzką troskę
„Skąd nastrój ten?” – mam dziś zagwozdkę.
Że czas marnuję, że mogłabym bardziej,
Więcej też robić i negocjować twardziej,
Że czemu nie poszłam dziś w deszczu połazić
Lecz zamiast tego humor swój skazić?
Odczuwam potrzeby dość materialne
Ponoć w te dni jest to normalne:
„Chce mi się jeść!” jak przez megafon
A drzewo za oknem jest jak kalafior…
Czy to możliwe, że cały ten stres
To trzy litery: „p„, „m” i „s„?
Zgadzałoby się, że ta moja zmora
To comiesięczna, męcząca pora.
Zbędne więc troski i rozważania,
Winnego w sobie upatrywania.
Już teraz spokojnie, już zaraz, za chwilę
Cały ten koszmar i chaos minie.
Nic już nie będzie cię denerwować,
Smucić, martwić oraz dołować.
Nie będziesz płakać, gdy w internecie
Do aparatu śmiać będzie się dziecię.
Obojętne ci będą przesmutne piosenki,
Obce się staną smarkania dźwięki.
Już łza nie spłynie po licu strużką
I nie nakryjesz swej głowy poduszką.
Przeminą smutki, nerwy i skurcze,
Dasz radę, dziewczyno, dasz radę. Kurczę!
Przeminą za sprawą magicznych hormonów
Dni składające się ze smutnych tonów.
Tak oto balladę tę krótką kończę,
Nim swą karierę na blogu skończę.