Dostosuj preferencje dotyczące zgody

Używamy plików cookie, aby pomóc użytkownikom w sprawnej nawigacji i wykonywaniu określonych funkcji. Szczegółowe informacje na temat wszystkich plików cookie odpowiadających poszczególnym kategoriom zgody znajdują się poniżej.

Pliki cookie sklasyfikowane jako „niezbędne” są przechowywane w przeglądarce użytkownika, ponieważ są niezbędne do włączenia podstawowych funkcji witryny.... 

Zawsze aktywne

Niezbędne pliki cookie mają kluczowe znaczenie dla podstawowych funkcji witryny i witryna nie będzie działać w zamierzony sposób bez nich. Te pliki cookie nie przechowują żadnych danych umożliwiających identyfikację osoby.

Brak plików cookie do wyświetlenia.

Funkcjonalne pliki cookie pomagają wykonywać pewne funkcje, takie jak udostępnianie zawartości witryny na platformach mediów społecznościowych, zbieranie informacji zwrotnych i inne funkcje stron trzecich.

Brak plików cookie do wyświetlenia.

Analityczne pliki cookie służą do zrozumienia, w jaki sposób użytkownicy wchodzą w interakcję z witryną. Te pliki cookie pomagają dostarczać informacje o metrykach liczby odwiedzających, współczynniku odrzuceń, źródle ruchu itp.

Brak plików cookie do wyświetlenia.

Wydajnościowe pliki cookie służą do zrozumienia i analizy kluczowych wskaźników wydajności witryny, co pomaga zapewnić lepsze wrażenia użytkownika dla odwiedzających.

Brak plików cookie do wyświetlenia.

Reklamowe pliki cookie służą do dostarczania użytkownikom spersonalizowanych reklam w oparciu o strony, które odwiedzili wcześniej, oraz do analizowania skuteczności kampanii reklamowej.

Brak plików cookie do wyświetlenia.

Skip to content

Wczoraj moja znajoma pytała Facebooka o to, czy jeśli usłyszała już świąteczne piosenki, to sezon świąteczny można uznać za otwarty. Ledwie skończył się okres cmentarzy i wolnego Dnia Niepodległości, a tu już czas na śnieg, choinki i plastikowe Mikołaje?

Przyznam szczerze, że nie widzę w tym nic złego. Ba, nawet się cieszę. Taka moja (i pewnie większości ludzi) natura, że lubię na coś czekać i mieć na horyzoncie jakąś miłą nagrodę. Lubię w marcu czekać na pierwszy ciepły dzień, w maju czekam na pierwszy upał, latem na konkretne owoce i wolne od pracy, we wrześniu na pierwszy chłód, żeby włożyć rajtki i nową fajną kurtkę, a pod koniec jesieni czekam na śnieg i święta.

Odkąd skończyłam liceum, nigdy nie przeżyłam tak intensywnego okresu przedświątecznego, jak w czasach, gdy miałam kilkanaście lat. W mojej szkole panował świetny zwyczaj świętowania i Mikołajek, i robienia wigilii klasowych, a ukochane anglistki przez cały grudzień poświęcały jedną lekcję tygodniowo na tematy okołoświąteczne i śpiewanie “christmas songs”. Dzięki tamtym lekcjom, znam teksty wszystkich tych hitów na pamięć i kojarzą mi się najlepiej na świecie. Za to pozytywne i mega przyjemne uwarunkowanie będę moim Nauczycielkom do końca życia wdzięczna.

Grudzień to w ogóle mój ukochany miesiąc w roku, bo zawsze kojarzył mi się z wysypem świąt, imprez i prezentów. Tak się złożyło, że w mojej rodzinie w grudniu co kilka dni przypadało jakieś huczne święto. Jako Ślązaczka rozpoczynałam od 4. grudnia, potem Mikołaj (moje drugie, po urodzinach, ulubione święto w roku), dzień później urodziny mojego kuzyna, z którym się wychowywałam, a kolejnego dnia urodziny mojego taty, który, wierzcie mi, naprawdę potrafił świętować. Tydzień później urodziny mojej ciotki, potem jakieś opłatki w szkole i w towarzystwie, a potem wreszcie święta. No i wisienka na torcie – Sylwester, za którym akurat nie do końca przepadam.

Jestem przekonana, że gdyby nie ten długi czas oczekiwania na większość z tych wydarzeń, nigdy nie byłyby one tak fajne i ważne dla nas. A skąd wiedzieć, kiedy zacząć oczekiwać? 

Dobry wyznacznik to wycieczka do Kauflandu, Tesco, Reala i każdego innego hipermarketu. Przyprawy do piernika, czekoladowe mikołaje na patyku i w sreberkach, ciasteczka korzenne, trzypaki Toffifee, cola z Mikołajem, no i przede wszystkim… mandarynki.

Przyznajcie szczerze, że nie ma bardziej świątecznego zapachu, od zapachu obieranej mandarynki. To w sumie niesamowicie śmieszne, że w kraju, w którym większość potraw narodowych stanowią potrawy z kapusty, cebuli, ziemniaków, mięsa i mąki, najbardziej świątecznym zapachem jest zapach egzotycznej, niedostępnej do XX wieku na tym terenie mandarynki.

A więc tak, lubię świąteczną komercję. Ozdoby, towar ładnie wyłożony na półkach, światełka, szybko kończący się dzień, rozświetlone miasta, piosenki, ludzi chodzących tymi rozświetlonymi ulicami, a przede wszystkim, uwielbiam tę wiszącą w powietrzu atmosferę.

Sama z resztą co roku ją sobie podbijam moimi sztandarowymi grudniowymi pozycjami filmowo-serialowymi. Może zabrzmi to jak kiepski żart, ale co roku oglądam cały Dekalog Kieślowskiego, który rozpoczyna się w naprawdę mroźnym i śnieżnym grudniu. Jest śnieg, jest miasto, jest mróz i zima. I grudzień. Dla złagodzenia ciężkich klimatów, oglądam też Kobietę za ladą, a to głównie dla klimatu zakupów, rarytasów i pięknej dobrej duszy Anny Holubovej. Przed samymi Świętami, odpalam sobie z siostrą filmy: Holiday, To właśnie miłośćDziennik Bridget Jones. (Chętnie poszerzę listę wzmacniaczy świątecznej atmosfery, dlatego czujcie się swobodnie, proponując mi Wasze).

Ze Świętami jest jak z chłopakiem lub dziewczyną. Jak się ich nie ma, to się na nich czeka, marzy się o nich, projektuje się wymodloną wspólną przyszłość, układa się scenariusze randek i rozmów. Potem się umawiasz na randkę, której nie możesz się doczekać, jest euforia, przyjemność, a wyczekiwany cel, wreszcie zostaje osiągnięty (być może drugiego dnia odczuwamy zmęczenie od nadmiaru kalorii, ale i tak czujecie błogość 😉 ). Dzień po fajnych świętach chyba każdy ma w sobie tę nutkę żalu, że już po wszystkim, a na kolejne znów trzeba będzie czekać cały rok. I właśnie dlatego, przez to długie oczekiwanie, uważam, że wcześnie rozpoczęty sezon świąteczny jest jak najbardziej ok.

Ja nawet zaczęłam nagminnie korzystać z Pinteresta i mam już za sobą pierwsze wycieczki po tablicach ze świątecznymi dekoracjami, nakryciami stołów, inspiracjami DIY. Zrobiłam już też prezentowy rekonesans.

Mam wielką, ogromną ochotę na te święta i frajdę z tego, że przede mną ponad miesiąc przygotowywań i oczekiwania. Bo ten rok to jakieś pole energetyczne przyciągające dobre rzeczy, a zatem musiało się urzeczywistnić moje wielkie marzenie o świętach nie na wyjeździe, a we własnym rodzinnym domu.

A, i przyjmuję już zamówienia na dedykowane pierniki od serca 😉

image

Poza tym, patrząc na oś czasu, świąt w naszym życiu wcale nie jest specjalnie dużo, więc warto wyciskać z nich to, co najlepsze. I wcale nie chodzi tylko o te pyszne uszka i barszcz, i pierogi, i kapustę, i karpia, i ryby w galarecie, i kompot z suszonych owoców, i czekolady, i mandarynki, i makówki, i choinkę, i opłatek, i prezenty, i…