Ten wpis miał być o czymś zupełnie innym, ale to, że dziś każdy plan, który miałam, potoczył się inaczej, sprawiło, że podzielę się z Wami ogromnym, ale potwornie skromnym odkryciem, którego przez przypadek byłam świadkiem. I tak, wpis jest związany z „Klanem”, ale absolutnie nie jest prześmiewczy.
W moim życiu panuje ostatnio dość dziwny czas. Być może związany jest z tym, że coraz bardziej zwracam uwagę na rzeczy, które dotychczas kompletnie ignorowałam, lub nie byłam ich świadoma, a może – po prostu – dojrzewam. Zaczęłam, na przykład, bardzo zwracać uwagę na osoby, którymi się otaczam i które się do mnie zwracają. Dzięki temu, udało mi się nawiązać bardzo wartościowe dla mnie relacje, poznać kilka bardzo inspirujących i interesujących ludzi, a także pogłębić znajomości, na których zwyczajnie zaczęło mi bardzo zależeć. Do tego wszystkiego zaczęłam słuchać, co inni mają do powiedzenia.
Miałam niesamowitą przyjemność spędzić niezwykły weekend z Patrycją, która jest jedną z tych świadomie pogłębionych relacji. Myślę, że obie nieco zaskoczyłyśmy się tym, ile rzeczy można zrobić w tak krótkim czasie i jak świetnie można się bawić i spędzać skurczony do kilkudziesięciu godzin czas. No, ale nie o weekendzie tu mowa, więc nie będę się rozpisywać, jak było super i dlaczego.
Śniadania jadłyśmy w akompaniamencie „Klanu”. Każda nad swoim talerzem, z drugą zaparzoną kawą w kubku. Co chwila rozśmieszał nas jakiś motyw z księżyca w tej mojej ukochanej telenoweli, gdy nagle przyszedł czas na scenę zapowiadającą się groteskowo.
Maciuś, którego nie trzeba nikomu przedstawiać, stał dość elegancko ubrany w kuchni i widać było, że scena ma miejsce rano. Gotował coś i było to coś zdecydowanie bardziej zaawansowanego, niż woda na herbatę, czy jajka na twardo. Do kuchni weszła zaspana Grażynka (mama Maćka) i zobaczywszy go w tym stanie, ze słusznym zdziwieniem spytała co robi.
– Robię obiad.
– Ale jest wcześnie rano, przecież to czas na śniadanie.
– Ale ja robię obiad dla wszystkich.
– Widzę, ale dlaczego?
Grażynka spojrzała na syna z takim samym pytaniem w spojrzeniu, jak i wzruszeniem zarazem.
– W szpitalu mi powiedzieli, że jeśli będę smutny, to mam zrobić coś dobrego dla innych. Więc robię obiad, żeby sprawić wam wszystkim przyjemność.
Serio – zatkało mnie. Patrycję też.
Bo groteskowa sytuacja, bo mizerny serial, bo jeden z najczęściej obśmiewanych wątków w historii polskich seriali, bo to serial, w którym rzeczywistość biegnie w jakimś innym kosmosie. I wśród tych wszystkich powodów, dla których „Klanu” oglądać się nie powinno, taka prosta i ważna prawda.
Nie wiem, kiedy będę znów smutna (ale to, że się zdarzy jest bardziej niż pewne), a ja już wiem, że pomyślę o tej niezwykłej i ujmującej scenie, w której dostałam receptę na to, żeby choć trochę ten świat był lepszy.