Skip to content

Siedzę w moim pokoju na dziesiątym piętrze wieżowca i patrzę na zimowe miasto. Dziś widok, który zawsze mnie zachwycał, potwornie mnie boli i przeraża. Za ścianą rodzice, którzy dowiedzieli się o mnie kilku strasznych rzeczy i błyskawicznie zareagowali. Mam całkowity szlaban, zabrany telefon, odcięty od internetu komputer i złamane serce. Myślę o tym, co mam zrobić, żeby się nie obudzić jutro rano. Żeby nie dożyć swoich siedemnastych urodzin, które przypadają za kilka dni. Chcę zrobić wszystko, żeby już nigdy nie czuć się tak strasznie jak teraz. Chcę się zabić.

Rok wcześniej zakochałam się w najprzystojniejszym chłopaku, który kiedyś chodził do mojej podstawówki. Zawsze bałam się do niego podejść, bo był starszy, superpopularny, jeździł świetnie na rolkach, rowerze, był hakerem i miał najpiękniejsze na świecie czarne kręcone długie włosy. Oboje zmieniliśmy szkoły, minęły lata, pojawiło się Gadu-Gadu, a wraz z nim, odwaga, żeby napisać do kogoś, do którego ze strachu nigdy się nie odezwałam.

Spotkaliśmy się i okazało się, że się sobie spodobaliśmy i że będziemy parą. Byłam tak wniebowzięta, że trudno jest mi sobie przypomnieć, kiedy byłam tak szczęśliwa. Było super: na urodziny T. dał mi złotą rybkę, chodziliśmy na spacery, obejrzałam z nim kilka części Harry'ego Pottera w kinie, zaczęłam chodzić na imprezy w mieście, kiedy już rodzice zaczęli mi pozwalać wychodzić piątki i soboty wieczorem z domu.

Ale T. miał duży problem, którego ja nie zauważałam, albo nie chciałam zauważać, natomiast moi znajomi i rodzice coś podejrzewali. Po kilku miesiącach, w wakacje, na jednej z domówek organizowanych przez jego znajomych, przez przypadek weszłam do pokoju, w którym widziałam, jak wciąga coś nosem. Śmiejcie się, ale dla piętnastolatki, która wypiła pierwsze piwo kilka tygodni wcześniej, taki widok był straszny. Byłam przerażona i potwornie smutna.

Postanowiłam zachować to dla siebie i nie pisnęłam słowa rodzicom o tym, co widziałam. Ale zaczęłam być bardziej uważna. I tak dowiedziałam się, że T. nie zdał do następnej klasy w liceum, a ponadto wywalili go ze szkoły. Że zmienił towarzystwo na takie, które buja się dziwnymi samochodami z przyciemnianymi szybami. Że kiedy T. się "bawi", to potem przez dwa, trzy dni nie ma z nim kontaktu. No i że generalnie ja w życiu T. znaczę tyle, co chodzenie na roraty dla osoby, która nie wierzy w Boga.

Zaczęłam więc robić wszystko, żeby znaczyć coś więcej. Zaczęłam okłamywać rodziców, opuszczać szkołę, nie chodziłam na dodatkowe lekcje i zajęcia, pożyczałam mu pieniądze, po kryjomu w nocy siedziałam z nim na gadu (bo akurat wtedy miał czas ze mną rozmawiać – prawdopodobnie dlatego, że wszyscy inni już spali), a rano nieprzytomna szłam do szkoły.

Było mi potwornie wstyd, że jestem taka "normalna". Że mam całkiem dobre oceny w szkole, że mi zależy na nauce, że mam dbających rodziców, kolację o ósmej, kanapki do szkoły i soczek, że mam absolutnie wszystko, czego potrzebuję: podręczniki, książki, encyklopedie, wycieczki, spodnie z Lee, superstary z Adidasa, plecak z Alpinusa, kieszonkowe i telefon na kartę. Że mogę zadzwonić po tatę i tata zawsze przyjedzie, odbierze, pomoże.

A mi zależało na tym, żeby mnie rodzice olali, żebym nie miała tych cholernych kanapek, soczków, fajnych butów i plecaka. Chciałam tylko tego, żebym mogła iść do małego pokoju T., w którym mógł nawet palić papierosy, położyć się na jego materacu i patrzeć jak gra w Quake'a, pisze z kimś na gg, puszcza muzę z Winampa i pali papierosy. Chciałam tak przeżyć swoje życie.

Ale Tomek tego nie chciał, bo mimo wszystko bałam się jego znajomych i jego ulubionych zabaw, takich jak ćpanie, jeżdżenie autem po mieście tuż po wciągnięciu kreski, wykonywania największych durnot w stylu zatrzymywania tramwajów kładząc się na torach, albo jeżdżenia pod prąd, "bo tak jest fajnie".

No więc postanowiłam zostać taka jak on. Za kilka tygodni miałam mieć urodziny i wybłagałam rodziców o pozwolenie na domówkę. Domówki wtedy oznaczały, że rodzice wychodzą z domu, wracają o 23:00, a po imprezie ma nie być prawie śladu. Wybłagałam o czas do północy.

Zaprosiłam moich wszystkich znajomych z poprzedniej i obecnej klasy, ale było mi trochę obojętne, czy przyjdą, czy nie, bo najważniejsze było, żeby przyszedł T. i jego koledzy. I żeby przynieśli amfetaminę, "tabsy" i zioło, bo chcę spróbować. I kiedy o moim planie mówiłam mojej ówczesnej najlepszej koleżance, jakimś cholernym cudem, moja mama usłyszała tę rozmowę. I zachowała się jak rasowa matka broniąca swojego dziecka.

Poczekała aż skończę, wysłała mnie do sklepu, a w międzyczasie przekopała mi cały pokój. Zabrała telefon, przeczytała wszystkie SMSy: wysłane, odebrane, zapisane, robocze – wszystko. Spisała numer T. i poprosiła, żeby mnie zostawił w spokoju, na co podobno zgodził się bez większego trudu. Kiedy wróciłam do domu, powiedziała, że jej przykro, ale nie będę mogła zrobić urodzin, bo usłyszała moją rozmowę z koleżanką. Pozwoliła mi powiadomić o tym znajomych, patrząc mi na ręce, jak piszę SMSy i do kogo je wysyłam. Poinformowała mnie o szlabanach na wszystko i o tym, że od dzisiaj tata będzie mnie zawoził i odbierał ze szkoły, a raz w tygodniu będzie chodził do mojej wychowawczyni pytać, czy faktycznie chodzę na lekcje. Że wszyscy korepetytorzy będą poinformowani o tym, że za każdym razem, kiedy nie pojawiam się na zajęciach, lub je odwołuję – mają dzwonić do rodziców. Wisienką na torcie była wizyta u psychologa, który zaczął podejrzewać, że albo już biorę narkotyki, albo, że mam tak wyprany mózg, że prawdopodobnie zostałam wciągnięta do sekty.

Moje życie się skończyło. To znaczy ja byłam skończona. Odcięta od wszystkiego i wszystkiego pozbawiona, a do tego skompromitowana przed T. Przecież znam swoją mamę i wiem, co mogła mu powiedzieć, prosząc, by zostawił mnie w spokoju. O ile nie blefowała.

Wiem, że moi rodzice byli przerażeni i że jedyne, czego chcieli, to za wszelką cenę uratować swoje dziecko, które pod ich nosem chciało wpędzić się w kompletne bagno, a może i zabić, bo znając siebie pewnie chciałabym udowodnić, że jeśli już zacznę ćpać, to nie jako zielony człowieczek, ale jako profesjonalistka. Ale jedyne, co ja czułam wtedy, to wstyd, upokorzenie, żal, rozpacz, strach i lęk przed tym, co teraz będzie. A, że wiedziałam, że cokolwiek się stanie, to stanie się bez T., więc wolałam, żeby w ogóle się nie wydarzyło.

No więc znalazłam tabletki na sen. Pomyślałam sobie, że tak będzie najlepiej. Że zjem kolację, że powiem dobranoc, że puszczę sobie do snu Moby'ego God moving over the face of the waters i zasnę. Że nawet jeśli nie trafię do nieba, to się za mnie wymodlą inni i że będę kiedyś znowu szczęśliwa, bo tutaj nie ma na to szans. Że samobójstwo to żaden grzech, bo ja jestem dobra, tylko nie mam już na to wszystko siły.

Pościeliłam sobie łóżko, wykąpałam się. Przed północą włączyłam wieżę i chciałam sobie puścić płytę, ale okazało się, że mama musiała w ciągu dnia słuchać radia. Było tak, że bez pilota nie mogłam przełączyć się z radia na CD, a pilot najwyraźniej został gdzieś indziej. Nie chciałam nikogo budzić, więc mogłam albo przełożyć plan tabletkowy, albo słuchać radiowej Jedynki i się zabić.

No i wtedy usłyszałam jakąś panią, która jak gdyby nigdy nic, odczytywała stan wód w wybranych profilach wodowskazowch w dorzeczu Wisły. Że w ujściu takim, ta takim, będzie stan jakiś tam, a w Zawichoście będzie inny. Że dziś siódmy lutego 2002 roku, że słońce wzejdzie o 7:08, a zajdzie o 16:32. Że dziś będzie tłusty czwartek, a dzień będzie mieć aż 9 godzin i 26 minut.

Jak to dziś piszę, kręci mnie lekko w nosie na płacz, że te najbardziej błahe, bzdurne i nudne informacje sprawiły, że cały ten kamień, który miałam zamiar rozpuścić na zawsze tabletkami, właśnie spadł mi z serca.

Bo przecież jutro jakiś rybak wstanie o świcie i sprawdzi stan wód w Zawichoście. Że jakiś pan cukiernik za dwie godziny wstanie i zacznie harówkę przy pączkach i faworkach. Że pani z radia do szóstej rano będzie mieć dyżur. O piątej trzydzieści przyjdzie do radia jej kolega z pracy i ją zmieni. I że życie będzie się dalej toczyć i że… że świat się wcale nie skończy. Że mogę przecież jutro wstać, umyć włosy, zęby, wypić ciepłą herbatę, pójść do szkoły i zacząć wszystko od nowa. Iść na spacer, wrócić do ciepłego i bezpiecznego domu. Pójść, jak kiedyś, do koleżanki i śmiać się z głupot. Że latem będzie ciepło i będę spać przy otwartym balkonie. Że mogę sobie dać szansę.

Tamtej nocy przesłuchałam radia do rana. Po przebudzeniu, zupełnie spokojnie poprosiłam rodziców, żeby nie zawozili mnie do szkoły, bo to dla mnie ogromny wstyd, a przecież i tak, zawsze mogę z niej wyjść, niezależnie od tego, czy pojadę pod nią samochodem, czy tramwajem. Zgodzili się.

Poszłam do szkoły i postanowiłam, że wczorajszy dzień był ostatnim takim dniem w moim życiu, w którym chciałam się poddać i pożegnać ze światem.

Chcesz ratunku, nie śmierci

To, że włączyłam wtedy radio było albo przypadkiem, albo jakimś cudem. To, że uspokoiła mnie obca pani czytająca stan wód w dorzeczu Wisły było niezwykłym zbiegiem okoliczności. Ale działającym. Zdaję sobie sprawę z tego, że na kogoś podziała głos z radia, na kogoś grzanki, a na kogoś – coś kompletnie innego. Zdaję sobie sprawę, że w chwili, w której nie masz nadziei na nic, masz w dupie to, czy ktoś ci pomoże i cię uratuje, bo jedyne czego chcesz, to przestać cierpieć, bać się i lękać. Ale uwierz i zaufaj mi, że ten ból i strach mogą zniknąć tylko wtedy, kiedy będziesz żyć! Samobójstwo nie jest jedynym rozwiązaniem i mówię tak tylko dlatego, że w tej chwili po prostu nie wiesz, że zabijanie się nie jest żadnym rozwiązaniem.

Samobójstwo może poczekać

Jeśli przyjdzie ci do głowy taka myśl, że nic już nie ma sensu, że świat się po prostu skończył, proszę, nie podejmuj jeszcze żadnej decyzji. Niezależnie od tego, jak bardzo teraz nienawidzisz swojego życia, to pomyśl przez chwilę, że to jedyna rzecz, którą tak naprawdę masz. I jedyna, nad którą tak naprawdę masz kontrolę. Bo masz. I jeśli nikomu nie ufasz, nawet (albo w szczególności) swoim najbliższym, to pomyśl, że podejmowanie tak cholernie ważnej, bo życiowej (dosłownie!) decyzji, warto z kimś skonsultować. Nawet z kimś obcym.

Są ludzie, którzy na Ciebie czekają

O każdej porze dnia i nocy, możesz anonimowo skontaktować się i porozmawiać z ludźmi, którzy jeszcze cię nie znają, ale czekają na to, żebyś do nich zadzwonił. Może wyda ci się to absurdalne, ale tym ludziom na TOBIE ZALEŻY. Ci ludzie czekają tu:

116 123 – Telefon zaufania dla osób dorosłych w kryzysie emocjonalnym
22 425 98 48 – Telefoniczna pierwsza pomoc psychologiczna
116 111 – Telefon zaufania dla dzieci i młodzieży
801 120 002 – Ogólnopolski telefon dla ofiar przemocy w rodzinie „Niebieska Linia”
800 112 800 – „Telefon Nadziei” dla kobiet w ciąży i matek w trudnej sytuacji życiowej.

Mnie też nie znasz, ale jeśli tu trafiłeś, to szukasz odpowiedzi na potwornie trudne i ważne pytanie. I warto, żebyś wiedział, że są inne rozwiązania, prócz tego, które wydaje ci się jedynym.

Paradoksalnie, od tamtej lutowej nocy, wszystko stało się lepsze. Później, w naprawdę trudnych sytuacjach, z którymi przyszło mi się zmierzyć (śmierć taty, jego bardzo ciężka choroba, moja depresja), zawsze pamiętałam, że jutro jest dzień. Że za kilka poranków znowu może być znośnie. A potem lepiej, i lepiej, i lepiej.

Bo nawet jeśli dziś w twoim życiu hula burza i jest sztorm, to stan wód wkrótce się unormuje. Nawet w Zawichoście.

 

***

Jeśli jesteś w trudnej sytuacji i masz powracające myśli na temat odebrania sobie życia, koniecznie powiedz o tym bliskim osobom. Jeśli masz złe kontakty w domu, zwróć się do kogoś zaufanego, nawet jeśli jest do sympatyczna pani ze sklepu warzywnego, sąsiadka, nauczycielka, czy kolega z pracy. Nie bądź z tymi myślami sam. 

Jeśli planujesz własną śmierć (nawet jeśli na razie to tylko myśli bez realnego zamiaru) zgłoś się do najbliższego szpitala lub zadzwoń na pogotowie. W Polsce myśli samobójcze są traktowane jako stan zagrożenia życia (czym zresztą są) i leczone są ”z urzędu”. Trafisz wtedy pod opiekę specjalistów, którzy udzielą Ci pomocy i zadecydują o sposobie leczenia.

Jeśli boisz się zgłosić do szpitala sam, poproś kogoś, by zrobił to za Ciebie. Jak głupio i brutalnie by to nie zabrzmiało: samobójstwo możesz popełnić zawsze, ale najpierw spróbuj sobie pomóc. Nie masz nic do stracenia.

Jeśli jesteś bliskim osoby, którą podejrzewasz o myśli samobójcze, zadaj jej o to pytanie wprost. Bardzo często werbalizacja samobójczych myśli obniża napięcie rosnące w osobie noszącej się z takim zamiarem i stanowi punkt wyjścia do rozmowy i pomocy.

Jak rozpoznać osobę rozważającą samobójstwo?

Taki człowiek w ostatnim czasie:

  • zmienił swoje dotychczasowe nawyki, np. porzucił swoje hobby
  • jest wyraźnie przygnębiony
  • rozmawia o śmierci, zaczyna się nią ponadprzeciętnie interesować
  • rzuca mimochodem sygnały o tym, że chciałby się zabić, nawet, gdy są one trudne do wychwycenia i mało oczywiste
  • stracił zainteresowanie wszystkim, czym interesował się wcześniej
  • odcina się od znajomych i rodziny, wyraźnie się izoluje
  • traci apetyt, chudnie w niezdrowy sposób
  • przestaje o siebie dbać, zapomina o higienie osobistej, nie zwraca uwagi na czystość ubrań
  • zaniedbuje pracę, naukę i swoje dotychczasowe obowiązki
  • ma problemy ze snem
  • ma duże wahania nastrojów, bywa drażliwy, agresywny, albo apatyczny a potem nagle staje się nadpobudliwy, nerwowy
  • często mówi o tym, że nikt go nie rozumie i nie jest w stanie mu pomóc, nawet bliscy ludzie
  • porządkuje swoje życie, załatwia zaległe sprawy, odwiedza dawnych znajomych, godzi się, spisuje testament, rozdaje swoje rzeczy
  • zwiększa spożycie alkoholu, a gdy jest pijany mówi o tym, że czuje się niezrozumiany, że przerasta go życie i że nie widzi dla siebie przyszłości.

Bądź uważny, nie ignoruj tych sygnałów. Nie wstydź się pytać i oferować pomoc. Stawką jest czyjeś życie.

Pamiętaj też, że nagła poprawa samopoczucia u osoby, która wcześniej mówiła o samobójstwie i była bardzo przybita, może oznaczać, że wkroczyła ona w fazę presuicydalną (przedsamobójczą) i podjęła już decyzję o pozbawieniu się życia. Najprawdopodobniej wie już jak to zrobi, kiedy i gdzie. Podjęcie tej decyzji sprawia, że człowiek czuje pewnego rodzaju ulgę, bo w jego mniemaniu znalazł on rozwiązanie swoich wszystkich problemów. Spytaj taką osobę wprost o to, czy chce się zabić i nakłoń ją do jak najszybszego zgłoszenia się do szpitala, lub sam to zrób.

***

O samobójstwach się nie mówi i chcę to zmienić

W mediach często stosuje się zasadę, by nie mówić o samobójstwach, szczególnie, gdy popełniają je znani ludzie. Uzasadnione jest to tzw. efektem Wertera, gdzie po każdej głośnej śmierci samobójczej na moment wzrasta liczba samobójstw. Zamiast rozmawiać o samobójstwach znanych osób, porozmawiajmy o samym samobójstwie.

Co wiemy o samobójstwie? Jak ogromny jest to problem, kto jest podatny na myśli samobójcze, jak poradzić sobie z myślami o odebraniu sobie życia, jak rozpoznać u bliskiego samobójcze zamiary, dokąd zwrócić się po pomoc i przez co przechodzą bliscy samobójców?

Przeczytaj tę historię i zobacz, co jest po samobójstwie.

***

Pamiętaj! Nie jesteś sam. To, że teraz wydaje Ci się, że nic nie może się zmienić i nigdy nie będzie już lepiej, nie znaczy, że tak będzie. Daj sobie szansę. Skorzystaj z pomocy specjalistów:

  • Bielsko-Biała, Katolicki Telefon Zaufania – 33-812-26-67, czynny codziennie między godz. 16 a 21. 
  • Częstochowa, Telefon Zaufania – 192-88 lub 34-366-49-88, czynny codziennie od godz. 16 do 6. 
  • Jastrzębie-Zdrój, Telefon Zaufania "Kontakt" – 32-471-78-78, czynny od poniedziałku do piątku od godz. 18 do 22. 
  • Katowice, Katolicki Telefon Zaufania – 32-253-05-00, czynny całodobowo. 
  • Katowice, Telefon Zaufania – 32-256-92-78, czynny codziennie od godz. 15 do 7. 
  • Telefon Zaufania dla Dzieci i Młodzieży, 116-111, czynny codziennie od godz. 12 do 20. 
  • Telefon Nadziei dla Kobiet w Ciąży i Matek w Trudnej Sytuacji Życiowej, 800-112- 800, czynny od poniedziałku do piątku, od godz. 15 do 7, w soboty, niedziele, święta całą dobę. 
  • Telefon "Niebieska Linia" Stowarzyszenia na Rzecz Przeciwdziałania Przemocy w Rodzinie, 801-12-00-02, czynny od poniedziałku do soboty, od godz. 8 do 22, w niedziele i święta od godz. 8 do 16. 
  • Ogólnopolskie Pogotowie dla Ofiar Przemocy w Rodzinie "Niebieska Linia", 22- 668-70-00, czynny od poniedziałku do piątku w godzinach od 14 do 22. 
  • Dziecięcy Telefon Zaufania Rzecznika Praw Dziecka, 800-12-12-12, czynny od poniedziałku do piątku w godzinach 8.15 – 20. 
  • Poradnia Telefoniczna dla Dorosłych Osób w Kryzysie Emocjonalnym, 116-123, czynny od godz. 14 do 22. 
  • Telefon Wsparcia w Sprawie Zaginionego Dziecka, 116-000, czynny całodobowo.