Wiem, że dużo nie zmienię, ani głową muru nie przebiję, ale napisać mogę. W piątek włączyłam sobie autotagowanie na Shazam, bo nie miałam czasu ciągle tagować piosenek, które leciały w tle. Kilka dni później chciałam sobie te tagi dorzucić do playlisty i trafiłam na piosenkę nieznanej mi dotąd Ani Frontczak pt. “Emily”.
Chryste, co za gniot.
Nie wiem ile ta Ania Frontczak ma lat i mam nadzieję, że na krytykę jest uodporniona, bo nie wiem, kto może łykać tak bezsensowną piosenkę i okropny, naprawdę okropny teledysk. Jeśli to nie Ania jest odpowiedzialna za jedno i za drugie, serdecznie radzę zmienić ekipę, z którą to pinkanko dla debili się wydaje.
Ostatnio, zachęcana przez moje ukochane koleżanki, sięgnęłam po lekturę totalnego bestselleru dziesięciolecia, o którym opinie są tak różnorodne, jak tęcza, ale czego by nie mówić, zamysł “Dlaczego mężczyźni kochają zołzy”, jest bardzo dobry – ma nauczyć kobiety szanować siebie i być w związku połową, a nie jakimś niewiele znaczącym zbiorem procencików. Problem polega na tym, że po tę książkę sięgają poharatane trzydziestki, bo wtedy, gdy były nastolatkami, czytały prasę dla dziewczyn.
Czyli te wszystkie okropne gnioty z Bravo, Naszej Miss, Dziewczyny i Bravo Girl, które kazały im przejmować inicjatywę. Czyli mniej więcej oznaczało to tyle, że nawet jeśli chłopak ma cię w dupie, to mu w nią właź, bo nigdy nie wiadomo.
Zaproponuj mu spotkanie, wsuwając liścik w szafkę w szkole. Albo: poproś koleżankę, by przekazała jego koledze, żeby ten powiedział mu, że chcesz z nim się spotkać na prywatce (srsly, operowali takim słownictwem). Dzisiaj na szczęście nie ma już tych gazet, ale jest internet. I w internecie możesz, młoda panienko przeczytać, że żeby zrobić na nim wrażenie, a on lubi skateboarding, kup deskę i zacznij się pojawiać w tym samym skateparku, co on. Kiedy on tam przyjdzie, zawsze możesz poprosić o jakieś lekcje. Czyli generalnie – wyjdź z siebie, zacznij uprawiać jakąś aktywność z kosmosu, żeby przypodobać się póki co, obcemu facetowi.
Zostaw mu wiadomość na FB o tym, że robisz imprezę, ale nie wiesz jaką muzykę puścić, a on się na tym zna. Na pewno ci pomoże. Czyli rób z siebie durną laskę po to, żeby on poświęcił ci uwagę.
Jeśli nie mógł się z tobą spotkać, spytaj dlaczego. Zaproponuj jeszcze dwa spotkania. Jeśli odmówi, nie proponuj. Ruch leży po jego stronie. Czyli narzucaj się, nie odczytuj sygnałów, że ktoś cię spławia, płaszcz się, rób sobie nadzieję i daj się kopnąć w dupę jeszcze kilka razy, aż zdążysz zrobić z siebie natręta.
I taka Ania Frontczak nagrywa piosenkę, którą później puszczają w radiu, w której pisze do byłego chłopaka i namawia go, żeby spróbowali od nowa. Cały teledysk (gratuluję reżyserii) polega zaś na tym, że dziewczyna siedzi, albo leży w domu, przerzuca włosy z boku na bok, patrzy się raz to w kamerę, a raz poniżej (sprawdza na podglądzie jak wygląda? – co daje efekt Aldony Orłowskiej) i tuli oraz przygryza swój smartfon (albo phablet/tablet).
Nie omieszkano zawrzeć w teledysku fragmentów czatu na facebooku, w którym koleś ją spławia kilka razy pisząc, że nie ma czasu, nie może, może innym razem itd. Śpiewająca panna zaś wala się po kanapie, przegląda się w lusterku, uśmiecha się (nie wiem co jest śmiesznego w tym, że ona się narzuca, a koleś ją spławia) i zaraz się zamyśla, po czym chwyta za flamaster i pisze na kartkach jakieś serduszka i zadaje te same pytania, co na czacie, tylko robi sobie z nimi selfie, które (jak ostatnia stalkerka), wysyła temu samemu chłopakowi. Przekaz: pindrz się, czesz, przeczesuj, rób dzióbki do lustra, smakuj urządzenie mobilne, bądź natrętna – będziesz słodka.
Oczywiście teledysk kończy się happyendem, bo chłopak wysyła jej serduszko, a ta, wycieńczona (kogo by nie zmęczyło przerzucanie włosów i szczerzenie się do kamery i przytulanie elektroniki przez tyle czasu), pada usatysfakcjonowana na kanapę i marzy o zdobytym chłopaku przytulając wiadomo-co.
Dlaczego się czepiam? A no dlatego, że w takim wieku, w jakim pewnie jest większość słuchaczy Ani Frontczak, hormony, złaknione serduszka i PRAWIE dorosłe umysły, robią co chcą, a biedne durne osóbki są właśnie karmione tak idiotycznymi treściami i poradami wręcz uwłaczającymi ich godności.
Zamiast pisać piosenki i poradniki o tym, jak wpełznąć resztkami sił do dupy upragnionego faceta, można chyba zacząć mówić tym młodym łepkom, żeby się szanowali, bo to szacunkiem do siebie i niezmąconym poczuciem własnej wartości są w stanie osiągnąć swoje cele – nawet zdobyć miłość.
Ale nie, potem po dekadzie widać, jak te wszystkie zakompleksione i zmęczone życiem i próbami zdolne osoby, mówią, że przesrały kilka pięknych lat swojego życia tkwiąc w związku z kimś, kto ich ograniczał, dyktował swoje zdanie i miał ich w dupie. I dopiero potem docierają do takich książek, jak ta o zołzach i czytają z szokiem w oczach, że gdy ich partner chce się spakować i pobyć chwilę sam, to nie powinnaś/powinieneś klękać i błagać, by został, tylko pomóc mu się pakować i nara. Łatwo nie będzie, ale masz do cholery swoją godność, która powinna być jak wiadro lodowatej wody, za każdym razem, kiedy przejdzie ci przez myśl się przed kimś płaszczyć.
Być może ta Ania ładnie śpiewa, bo ja nie potrafię ocenić tej piosenki inaczej, niż na podstawie jej arcychujowego przekazu, ale współczuję, że takie bełty wypływają z jej ust przy akompaniamencie wesołego popiku. W każdym razie, przekaz od życia dla grupy docelowej muzyki wyżej wymienionej jest taki, że niestety, nie wystarczy mieć ładnych włosów, tuszu do rzęs, smartfona, ciuchów, kamery, laptopa i bezradnych usteczek, żeby zrobić na kimś wrażenie (chyba, że ci zależy na kimś mocno ograniczonym). Że bycie natrętem i posiłkiem z dostawą do domu, nie jest fajne i że w życiu chodzi o coś więcej, niż o walanie się w pościeli i czekanie na “jakiś znak”.
W życiu masz być sobą i koniec, kurwa, kropka.
/Teledysku nie wkleję, żeby nie nabijać odsłon, ale mam dla Was małe streszczenie./
Słodka Ania siedzi.
Słodka Ania zaczyna być natrętna.
Słodka Ania komponuje kolejną wiadomkę.
Nie podziałało (pewnie nie dostał wiadomości), więc Ania próbuje znowu.
Heh, takie tam, #czekanko
Troszkę długo siedzę na kanapie, więc się przysłonię, bo zimno.
Nudno, to potrzymam sobie włosy.
Zaplątałaś się, Aniu.
Ehh… znów czas potrzymać włosy.
Organoleptyka i doświadczanie urządzeń mobilnych.
To na pewno podziała.
Teraz to już na bank. #przechył
Mission accomplished.
Udało się. Mogę dalej gnić w łóżku.