Skip to content

Friend zone, czyli mityczna kraina, o której istnieniu wiedzą wszyscy, jednak nikt nie chce się tam za żadne skarby znaleźć. 

image

Jeśli dla kogoś termin ten jest obcy, to posłużę się kilkoma przykładami, kiedy mamy z nią do czynienia.

Friend zone jest wtedy, kiedy siedzisz w poniedziałek na piwie i widzisz jak dziewczyna odprowadza chłopaka do wyjścia w knajpie i mówi mu mniej więcej tak: “idź, idź, bo masz autobus”. Na te słowa on odpowiada, że nie szkodzi, że może zostać i poczekać na nią, aż będzie chciała wracać. Przekonuje ją do tego jeszcze trzykrotnie, aż w końcu to ona musi uciąć to beznadziejne targowanie hasłem, że w środku na nią czekają. Jemu nie pozostaje nic innego, niż się zgodzić, więc odchodzi w dal. [Jest to przypadek friend zone zauważony przez mężczyznę].

Friend zone jest wtedy, gdy widzisz parę jadącą tramwajem, gdy on mówi do niej, że są fajne filmy w kinie i pyta jej, na który by chciała pójść (na przykład na randkę). Ona się produkuje, opisuje te filmy, wymienia wszystkie za i przeciw: aktorów, reżyserów, muzykę, po porę i miejsce seansu. On się z nią zgadza, lub nie, lecz w końcu dochodzą do porozumienia. Nadal się śmieją, gadają, ona jest wyraźnie rozpromieniona. Kiedy nadchodzi jego przystanek, całuje ją w policzek, i dziękuje jej, że mu pomogła wybrać film, bo ma zamiar zaprosić na niego jakąś inną Anię. Jestem prawie pewna, że gdyby ludzie potrafiliby rozpryskiwać się na kawałki, ona w tamtej chwili by to zrobiła. [To przypadek friend zone zauważony przez kobietę].

Dla wzrokowców, friend zone można mniej więcej przedstawić tak:

image

W tej ohydnej i okropnej (według powszechnego przekonania), strefie można się znaleźć tylko i wyłącznie, gdy spełnione będą trzy poniższe warunki:

  • nasz kolega/koleżanka wzbudza w nas uczucia mogące prowadzić do zakochania
  • nasz kolega/koleżanka bardzo nas lubi
  • my nie wzbudzamy w naszym koledze/koleżance uczuć mogących prowadzić do zakochania.

Jeśli się dobrze przyjrzymy tej liście, jest na niej więcej pozytywów, niż negatywów. Dla osoby będącej nad przepaścią jeszcze niewiadomej sytuacji, a bezdennej otchłani strefy przyjaźni, nieprzyjemny może być tylko jeden punkt – ostatni.

Zróbcie sobie teraz krótki rachunek sumienia i przypomnijcie sobie te wszystkie osoby, które sami wrzuciliście do friend zone. Abstrahując od sytuacji, że Wasze życiowe drogi zwyczajnie mogły się rozejść – na ilu z tych osób w ogóle Wam nie zależało? Jestem w stanie zaryzykować stwierdzenie, że praktycznie nie było takich osób. (Jeśli właśnie zrobiliście sobie listę takich ludzi, to są to ludzie, których spławiliście, a nie zafriendzonowaliście). Spróbujcie sobie przypomnieć, dlaczego ich tam wrzuciliście.

Wątpię, byście byli w stanie podać jakieś konkretne powody. Bo uznaliście, że ktoś jest brzydki? Bo ktoś miał nieświeży oddech? Bo ktoś za daleko mieszkał? Bo uznaliście, że prędzej żula kijem przez szmatę, niż tego kogoś? Bo ktoś Was wkurzał? Bo ktoś wydawał Wam się żałosny? Don’t think so.

Kiedy przypominam sobie kiedy latami twardo trzymałam kogoś w Wiadomej Strefie, pamiętam dwa uczucia – to, jak bardzo go lubiłam i to, jak było mi przykro wtedy, kiedy on znów próbował, a ja musiałam odmawiać, mimo, że nie chciałam by taki był stan rzeczy. Jeśli mogłabym doszukiwać się powodów, dla których w takiej strefie kogoś umieszczałam, to byłyby one zbieżne z powodami, dlaczego smakuje mi jajko na miękko, albo dlaczego widelec to widelec. Po prostu tak jest.

Myśląc o friend zone, kompletnie nie myśli się o pozytywnych jej stronach, a uważam, że są one lepsze, niż w przypadku zauroczenia, bo nie są podsycane erotyczną podjarą. 

Niepodważalne plusy i korzyści płynące z friend zone:

  • ktoś chce mieć z nami do czynienia, a jedynym argumentem na to jest fakt, że jesteśmy kim jesteśmy
  • ktoś nas ceni
  • ktoś lubi z nami spędzać czas, nie licząc na to, że skończy się on na spółkowaniu
  • ktoś lubi nas bezwarunkowo (nie każe schudnąć, przestać palić, ubierać się tak, jak im się wydaje)
  • ktoś za tęskni za nami, a nie za wyobrażeniami o tym, jak może być za kilka lat
  • spieprzyć taką relację jest o niebo trudniej, niż spartolić związek (na co szanse są duże)
  • jeśli komuś się znudzimy, nie oznacza to zerwania relacji i kontaktu, a także nie generuje obustronnych pretensji
  • czasem (!) może się coś z tego nawet urodzić (jeśli się na to zazwyczaj już wcale nie liczy)*

W ogólnym rozrachunku, ludzie nie lubią być sami i nie chcą być sami, dlatego podświadomie chcą się wiązać w pary. Prawda jest jednak taka, że gdybyśmy się bardziej zastanawiali nad tym, czy kogoś tylko lubimy, czy naprawdę chcemy z nim być i czy warto ryzykować i się o tym przekonywać po fakcie, byłoby nie dość, że mniej nieudanych, a nawet tragicznych i traumatycznych związków, ale przede wszystkim, byłoby więcej tych udanych. Związek dla samego związku to największe zło świata i nikt mnie nie przekona, że jest inaczej.

Niedawno widziałam niesamowicie poruszający fragment wywiadu z Dustinem Hoffmanem, który mówił o tym, jak poraziło go gdy ucharakteryzowany na kobietę przez najlepszych charakteryzatorów na świecie, spojrzał w lustro i z przerażeniem stwierdził, że nie jest ani piękny, ani nawet ładny, a tego właśnie oczekiwał od bycia kobietą. Przeraziło go, że gdyby naprawdę był kobietą i wyglądał tak, jak swoje odbicie w lustrze, nikt nie chciałby poznać go bliżej, mimo, że ma tak ciekawe wnętrze. Okupił to silnym wstrząsem i nocą spędzoną na szlochaniu. Był zdruzgotany tym, jak wiele kobiet w życiu pominął tylko i wyłącznie sugerując się ich atrakcyjnością fizyczną.

Przytaczam ten wywiad, bo chcę, żebyście rozważyli, jak wiele osób pominęliście i odsunęliście od siebie, tylko dlatego, że albo sami nie chcieliście ich poznawać w perspektywie związku, albo oni Was. Jak wiele cudownych i wartościowych osób udało Wam się przegapić i stracić. Nie mówiąc o tym, jak wiele nocy przepłakaliście przez to, że daliście sobie wmówić, że przyjaźń to syf.

A jeśli już tak się zdarzy i nadejdzie ten dzień, gdy sami zostaniecie friend zoned, spróbujcie ten stan rzeczy jak najszybciej ogarnąć, bez zbędnych kwasów, rozpaczania i buczenia. Drugiej stronie też nie jest z tym łatwo. 

image

*potwierdzone