Skip to content

Nie wiem, czy lubię Dzień Ojca. Zanim jednak założysz Drogi Czytelniku dlaczego, pozwól mi rozwinąć myśl.

Z wiadomych względów, od kilku lat 23 czerwca powinien być dla mnie przykrym dniem, a nim nie jest. Z jednej strony, uświadamiam sobie ten olbrzymi wielki brak, o którym udało mi się jakimś cudem zapomnieć na co dzień, a z drugiej, przypominam sobie o tym, że miałam farta i byłam córką cudownego taty.
Miałam też to ogromne szczęście, że zdążyłam zrobić z nim wszystko: pogadać o ważnych rzeczach, zaprzyjaźnić się, pokłócić kilka (ale nie za dużo) razy, wyjechać sam na sam na narty, przeżyć wspólnie kilka dużych sukcesów i wypłakać się kilka razy w ramię. Nie przypominam sobie, żebym kiedykolwiek mu odmówiła, kiedy próbował mnie gdzieś wyciągnąć dla towarzystwa, nawet, jeśli był to garaż, czy kolejka w mięsnym w sobotę.
Mój tata, jak każdy, miał swoje za uszami, co w wieku nastoletnim potrafiło mnie wybitnie denerwować. Na przykład to, że uwielbiał za głośno puszczać muzykę i się w nią wczuwać. Bzdura, za którą dzisiaj najbardziej tęsknię.
Nie wiem, co bym dzisiaj dała mojemu tacie na Dzień Ojca, ale myślę, że gdybym mogła spędzić z nim jeden dzień na świętowaniu, przyszłabym po pracy do domu, puściłabym jego Pink Floydów, otworzyła z nim zimnego Pilsnera i spytała jak on zawsze: „No i co tam u ciebie? Tak wiesz… w życiu”.
I mimo, że wiem na pewno, że nigdy, przenigdy nie spędzę już takiego dnia, to powiem Wam, że jestem szczęśliwa, że miałam najlepszego Tatę, jakiego mogłam sobie wymarzyć.
Dla wszystkich fajnych ojców – wszystkiego najlepszego!
199816_209941489031495_6640629_n

(to Mama i Tata)