Dostosuj preferencje dotyczące zgody

Używamy plików cookie, aby pomóc użytkownikom w sprawnej nawigacji i wykonywaniu określonych funkcji. Szczegółowe informacje na temat wszystkich plików cookie odpowiadających poszczególnym kategoriom zgody znajdują się poniżej.

Pliki cookie sklasyfikowane jako „niezbędne” są przechowywane w przeglądarce użytkownika, ponieważ są niezbędne do włączenia podstawowych funkcji witryny.... 

Zawsze aktywne

Niezbędne pliki cookie mają kluczowe znaczenie dla podstawowych funkcji witryny i witryna nie będzie działać w zamierzony sposób bez nich. Te pliki cookie nie przechowują żadnych danych umożliwiających identyfikację osoby.

Brak plików cookie do wyświetlenia.

Funkcjonalne pliki cookie pomagają wykonywać pewne funkcje, takie jak udostępnianie zawartości witryny na platformach mediów społecznościowych, zbieranie informacji zwrotnych i inne funkcje stron trzecich.

Brak plików cookie do wyświetlenia.

Analityczne pliki cookie służą do zrozumienia, w jaki sposób użytkownicy wchodzą w interakcję z witryną. Te pliki cookie pomagają dostarczać informacje o metrykach liczby odwiedzających, współczynniku odrzuceń, źródle ruchu itp.

Brak plików cookie do wyświetlenia.

Wydajnościowe pliki cookie służą do zrozumienia i analizy kluczowych wskaźników wydajności witryny, co pomaga zapewnić lepsze wrażenia użytkownika dla odwiedzających.

Brak plików cookie do wyświetlenia.

Reklamowe pliki cookie służą do dostarczania użytkownikom spersonalizowanych reklam w oparciu o strony, które odwiedzili wcześniej, oraz do analizowania skuteczności kampanii reklamowej.

Brak plików cookie do wyświetlenia.

Skip to content

To nie będzie odkrywczy wpis. Sama naczytałam się o tym zjawisku we wszystkich możliwych szmatławcach i książkach, które kupuje się zazwyczaj w salonach prasowych. 
Ale od początku.
Lubię imprezy rodzinne, bo mam fajną rodzinę. Jest jednak w tych imprezach coś, co zaczęło mi zwyczajnie przeszkadzać. Albo nawet nie przeszkadzać, ale mocno irytować. No i sprawić niemałą przykrość, no bo bo kurczę…
Z częścią rodziny zazwyczaj nie utrzymuje się kontaktu na co dzień. Właściwie uprawia się spotykanie od okazji do okazji. O ile nie są to coroczne urodziny, to zazwyczaj są to ważne wydarzenia w stylu chrzcin, komunii, okrągłych jubileuszy, bierzmowań, ślubów, osiemnastek i tym podobnych. Wszystkie te wydarzenia cechują dwie rzeczy:
– są na nich wszyscy członkowie rodziny
– na osi czasu umiejscowione są daleko od siebie.
Każdy wiek ma swoje prawa. Mój ma takie, że powinnam założyć rodzinę i się rozmnażać. Jeśli jednak stan rzeczy odbiega od wyżej wymienionych oczekiwań, rodzina stara się mi o tym przypomnieć. Tak na wszelki wypadek, gdybym zapomniała.
Zazwyczaj zaczyna się łagodnie, od zwykłego “co u ciebie?”.

– Dobrze… (tu chcę kontynuować odpowiedź).
– Masz kogoś?
(Początkowo jest to zabawne, więc się śmieję i odpowiadam, że…) Nie, jestem sama.
– Aha. A co u mamy?

Ok – myślę sobie – to pewnie zwykły zagajacz (z ang. smoltok, czitczat), cokolwiek. Ale nie. Wszystko dopiero się rozkręca.

– A ty co robisz? Jesteś już dziennikarką?
– Pracuję w agencji rekl…
– A, czyli nie telewizja?
– No nie, ale…
– Prasa, radio?
– Nie…
– A jakie masz nazwisko?
(?!) Swoje, jakie mam mieć?
– No nie wiem, może przyjęłaś po mężu, jeśli masz…
– Nie, nie mam.
– No to co ty robisz, że nie masz?
– Nie wiem, jeszcze się taki nie trafił?
– Nooo, to dziewczyno, trzeba się postarać!

Przełknęłam łyczek wody. To na pewno koniec tych przytyków, bo wszyscy już wiedzą, że nie mam męża.

– Słyszałaś, że X. jest po zaręczynach?
– Tak, to super!
– A ty kiedy?
– No, jeszcze chyba trochę, bo na razie nie mam z kim (nadal miło i uprzejmie, z uśmiechem Mony Lisy).
– A no tak, bo ty co chwilę ktoś inny, nie?

To mnie lekko wkurzyło. Ok, nie lekko. Ale odpuszczę – w końcu mimo wszystko, czas miło płynie.
Wtem nagle, jak obuchem w łeb.

– Ale ty się musisz postarać!
– O co?
– No o męża!
– W porządku, wszystko w swoim czasie – odpowiadam ze spokojem.
– No, tobie czas to się raczej kończy! (gromki śmiech)

…noszkurrrrrrrwamać.
Widzisz, kobieto… Możesz się uczyć, studiować, kształcić, pracować, zmieniać pracę, zdobywać doświadczenie, podnosić kwalifikacje, rozwijać się, mieć pasję, dostawać po dupie i się zbierać do kupy, odnosić malutkie i mniejsze sukcesy, starać się o niezależność, pracować nad sobą, zmieniać się, szkolić, dzielić, dbać o siebie, inwestować, ale to wszystko nieważne. Ten mąż ma tak wielkie znaczenie, że Pulitzer, Nike, Paszport Polityki i wszystkie inne paszporty, wypadają po prostu bladziusiuniunio.
Wszystko to, drogie panie, jest chuja warte, jeśli obok nie ma męża, ani chociaż narzeczonego, albo już od biedy, tak zwanego, chłopaka.
I ja wiem, że oni chcą dobrze. Żebym miała dzieciaczki, szczęście, dom, żebym z wózkiem mogła po ogródku chodzić, żeby się było z kim napić, bo wtedy jest o wiele milej. Ale jakież to, kurwa, przykre, żyć w kulturze, w której się czujesz jak chodzący zlep defektów (lub defekt sam w sobie), bo sama, bez kogoś u boku, społecznie dużo mniej znaczysz.
No, ale na szczęście jest TVN i nowa jesienna ramówka.
image