Można ich kochać, można się ich panicznie bać, a niektórych zdarza się traktować pobłażliwie, z różnych względów. W czasach, kiedy mieliśmy z nimi styczność wydawało się nam, że jesteśmy od nich osiem razy bardziej sprytniejsi, mądrzejsi i przebiegli. Zakładaliśmy się wtedy, że „gdy będziemy dorośli” na pewno nie będziemy za nimi tęsknić. Lata mijają, a chyba każdemu z nas raz na jakiś czas przychodzi ta wielka tęsknota za szkołą i nauczycielami.
14. października to ważny dzień w kalendarzu ucznia, głównie ze względu na to, że to pierwszy po wakacjach dzień wolny od szkoły – Dzień Nauczyciela. Z resztą, umówmy się – tuż przed świętem, szkoła żyje nieco innym rytmem – akademii, niespodzianek i kabaretów z okazji tego dnia. Odkąd skończyłam szkołę, ten dzień oznacza dla mnie okazję do złożenia życzeń mojej Mamie i podziękowania jej za trud włożony w nauczenie mnie wszystkich najważniejszych rzeczy w życiu. Ale dziś postanowiłam złożyć życzenia wszystkim wyjątkowym nauczycielom, z którymi miałam szczęście spotkać się na swojej drodze i którzy po części wpłynęli na moje życie.
Dziękuję Pani Marioli Cz. (wtedy jeszcze P.), za to, że rozkochała mnie w fortepianie i muzyce. Miała w sobie niezwykły wdzięk i urok (pewnie przez długie do pasa włosy i przepiękne białe zęby, które imponowały mi jako szczerbatej i obciętej na grzybka dziewczynce), któremu nie potrafiłam się oprzeć. Kiedy chodziłam do Niej na pianino, miałam poczucie absolutnego bezpieczeństwa: dostawałam nuty, kapcie, kubeczek herbaty i ćwiczyłyśmy różne utwory. Podobało mi się tak bardzo, że rodzice kupili mi moje własne pianino, które niedawno udało mi się z powrotem sprowadzić do domu i mimo, że jest bardzo rozstrojone, po latach przerwy na nim gram.
Dziękuję Pani Gosi L. za to, że traktowała mnie dość poważnie jak na piątoklasistkę i pozwoliła mi redagować moją autorską ścienną gazetkę, która poruszała BARDZO WAŻNE tematy dotyczące uczniów podstawówki, jakimi z pewnością są narkomania i śmierć. Po latach Pani Leszczyńska pomagała mi przy maturze i to pod jej okiem powstało moje dotychczasowe opus vitae czyli prezentacja maturalna. Niestety, zgubiłam do Pani Gosi numer, a nie ukrywam, że z największą przyjemnością poszłabym z nią na kawę.
Dziękuję Pani Basi B., za to, że ucząc religii, nigdy właściwie nie uczyła nas jej na sucho. Naprawdę, lekcje z nią, były najprzyjemniejszymi lekcjami na świecie. Pani Basia brała nas na dywan, siadaliśmy w kółku wokół jej krzesła, a ona opowiadała historie z morałem. Zawsze były aktualne, zawsze mogliśmy bohaterom wybierać imiona i zawsze pytaliśmy panią Basię, czy naprawdę zna bohaterów tej historii osobiście. Pani Basia zawsze zachowywała pełną dyskrecję.
Dziękuję Panu Joachimowi J., który najpierw przeraził mnie matematyką, ale po latach pełnych wzlotów i upadków, ostatecznie nauczył mnie matematyki na tyle dobrze, że w matfizie wyszłam z czwórką na koniec gimnazjum. Pan J. przede wszystkim matematykę traktował jak wielką zabawę i filozofię, nigdy zaś jako sztywną i pełną reguł naukę.
Dziękuję Pani Gosi K. (wtedy S.) za to, że odczarowała mi angielski, z którym, gdy weszła gramatyka, miałam trochę pod górkę. Pani K. miała super podejście, które zmieniło moje życie na zawsze, bo wprowadziła do nauki rewelacyjny motyw: raz w tygodniu ktoś z nas przygotowywał piosenkę naszego ulubionego zespołu, drukowaliśmy dla całej klasy tekst i na lekcji słuchaliśmy piosenki, tłumaczyliśmy tekst i uczyliśmy się nowych i naprawdę trudnych słów. Od tamtej pory zaczęłam zwracać uwagę na tekst, a niedługo potem zaczęłam oglądać filmy po angielsku, co już kompletnie ułatwiło mi życie. Dziękuję!
Dziękuję Pani Katarzynie S. za to, że była ze mną zawsze szczera i nigdy, przenigdy nie zniechęciła mnie do pisania. Wręcz przeciwnie – postawiła mi kilka wielkich drogowskazów, z których jeden czerwonym długopisem: „(…) widać talent literacki”. Od tamtego czasu, a było to jakieś dwanaście lat temu, za każdym razem, kiedy wątpię w swoje możliwości i umiejętności, myślę o tym, że „przecież S. powiedziała ci, że masz talent” i walczę dalej. Pani S. powiedziała mi kiedyś jeszcze inną rzecz: „Zobaczysz, Mazur, będziesz jeszcze nauczycielką” i mimo, że się mocno wzbraniam, to jednak ciągnie mnie w tę stronę dość mocno. Kto wie? 🙂
Dziękuję Paniom Krystynie Z. i Aleksandrze M., nauczycielkom fizyki i chemii za to, że doskonale rozumiały, co to znaczy być humanistką i wylądować w klasie mat-fiz dla olimpijczyków ze wszystkich przedmiotów ścisłych. Dziękuję za tę ogromną wyrozumiałość, a także za to, że mimo lat świetlnych, które dzieliły mnie od fizyki i chemii, na lekcjach prowadzonych przez Panie, czasami naprawdę potrafiłam się zainteresować i coś zrozumieć 🙂
Dziękuję Pani Agnieszce C., która potrafiła wydobyć ze mnie bardzo dobre cechy organizatorskie i zaufała mi w tej kwestii, mimo, że na początku liceum opinię miałam raczej wątpliwą. I tak z bumelantki stałam się przewodniczącą klasy, a potem oficjalnym sobowtórem C.
Dziękuję Pani Danucie L. za nauczenie mnie gramatyki na rozum. Za najlepsze lekcje angielskiego w życiu, za poczucie humoru i najbardziej inteligentne riposty, jakie słyszałam w szkole. To dzięki Pani Danucie pokochałam okres przedświąteczny do szaleństwa, bo tylko Pani L. chyba tak samo jak my, gówniarze, kochała świąteczne amerykańskie christmas songs 🙂
Dziękuję Pani Ewie K., która z mojej zmory stała się osobą, która pokazała mi, że jeśli się człowiek zaweźmie i uwierzy w siebie, może osiągnąć naprawdę wiele. I tak z dwójkowej uczennicy, opanowałam francuski na bardzo dobry i liceum skończyłam jako dobra uczennica, nie zaś z poczuciem głąba. Co więcej, miałam wrażenie, że takich uczniów jak ja, taka Nauczycielka, jak Pani K. nie będzie pamiętać, jednak okazało się zupełnie inaczej, kiedy już na nieco innej stopie, spotkałyśmy się po latach.
Dziękuję Pani Magdzie W. za to, że obudziła we mnie talent parodystyczny, dzięki czemu przeżyłam kilka najlepszych chwil w życiu na deskach szkolnej auli udając Panią Agnieszkę C. I żeby teraz nie brzmiało to dziwnie – ale zawsze kiedy Pani W. opowiadała coś na polskim, w brzuchu pojawiało mi się takie przyjemne uczucie, które miałam zawsze wtedy, kiedy babcia opowiadała mi bajki na dobranoc. Niewątpliwie, Pani W. udowodniła, że moim życiem szkolnym zawładną polonistki i anglistki.
I katecheci. Dagmara B.-Sz. i x. Marcin K., z którymi lekcje w ogóle nie przypominały religii, ale debaty na tematy (rym!), o których w latach ’98-’04 się jakoś na luzaku wcale nie rozmawiało.
Wiele w życiu osiąga się własną pracą, czasem coś zdobywamy dzięki pierwiastkowi szczęścia, ale wiele z tego, co mamy dzisiaj, zdobyliśmy dzięki wskazówkom starszych i mądrzejszych od nas. Wspaniały nauczyciel to taki, który potrafi w uczniu rozbudzić głód wiedzy i go zaspokajać. To ten, kto nie traktuje wszystkich według ogólnie przyjętego klucza. To taki, który będzie świetny w dopingowaniu przy sukcesach, ale będzie pierwszym, który zamiast wstawienia tłustej pały do dziennika, zapyta z czym masz problem. Dobry nauczyciel da ci do zrozumienia, że coś potrafisz, jeśli to zauważy. Wspaniały zrobi wszystko, by to w tobie dostrzec.
W Dniu Nauczyciela wszystkim dobrym i wspaniałym nauczycielom życzę tego, by kiedyś ich uczniowie chcieli im podziękować, tak, jak ja dzisiaj. A do tego, życzę Im także tego, by nie mieli uciążliwych wycieczek szkolnych, mało krnąbrnych uczniów, fajne podręczniki, samych bystrych i życzliwych wychowanków i lasek dobrej kredy.
Bo kredy się jeszcze używa, prawda?
***
Dla wszystkich poszukujących fajnej i bardzo dobrej szkoły na Śląsku – chodziłam do III Gimnazjum i III Liceum w Zabrzu 🙂