Dostosuj preferencje dotyczące zgody

Używamy plików cookie, aby pomóc użytkownikom w sprawnej nawigacji i wykonywaniu określonych funkcji. Szczegółowe informacje na temat wszystkich plików cookie odpowiadających poszczególnym kategoriom zgody znajdują się poniżej.

Pliki cookie sklasyfikowane jako „niezbędne” są przechowywane w przeglądarce użytkownika, ponieważ są niezbędne do włączenia podstawowych funkcji witryny.... 

Zawsze aktywne

Niezbędne pliki cookie mają kluczowe znaczenie dla podstawowych funkcji witryny i witryna nie będzie działać w zamierzony sposób bez nich. Te pliki cookie nie przechowują żadnych danych umożliwiających identyfikację osoby.

Brak plików cookie do wyświetlenia.

Funkcjonalne pliki cookie pomagają wykonywać pewne funkcje, takie jak udostępnianie zawartości witryny na platformach mediów społecznościowych, zbieranie informacji zwrotnych i inne funkcje stron trzecich.

Brak plików cookie do wyświetlenia.

Analityczne pliki cookie służą do zrozumienia, w jaki sposób użytkownicy wchodzą w interakcję z witryną. Te pliki cookie pomagają dostarczać informacje o metrykach liczby odwiedzających, współczynniku odrzuceń, źródle ruchu itp.

Brak plików cookie do wyświetlenia.

Wydajnościowe pliki cookie służą do zrozumienia i analizy kluczowych wskaźników wydajności witryny, co pomaga zapewnić lepsze wrażenia użytkownika dla odwiedzających.

Brak plików cookie do wyświetlenia.

Reklamowe pliki cookie służą do dostarczania użytkownikom spersonalizowanych reklam w oparciu o strony, które odwiedzili wcześniej, oraz do analizowania skuteczności kampanii reklamowej.

Brak plików cookie do wyświetlenia.

Skip to content

Siedemnaście lat temu był 21. października i też była sobota. U mnie w domu w soboty wstawało się przed 9:00. Na kuchennym blacie już stały torby z zakupami na weekend. Świeże pieczywo, warzywa, mięso, jarzyna na rosół, trochę słodyczy, zgrzewki wody mineralnej.

W soboty jadałam pierwsze w tygodniu śniadanie przed telewizorem. Najczęściej przy 5-10-15, MTV albo RTL7, gdzie leciały bajki. Po śniadaniu kokosiłyśmy się z siostrą w piżamach, a potem przez dwie godziny sprzątałyśmy wraz z tatą mieszkanie, bo mama zazwyczaj w soboty bywała na uczelni.

O 13:00 byłyśmy gotowi z obowiązkami i nadchodziła przemiła pora gotowania obiadu, który potem jedliśmy we trójkę. Po obiedzie tata robił sobie sjestę, a my z siostrą rozchodziłyśmy się do swoich pokoi. W sobotnie popołudnia najczęściej włączałam program do robienia muzyki, bo nie miałam wtedy internetu, i tworzyłam sobie całe albumy muzyczne. Gdy po kilku miesiącach materiał na album był gotowy, w Corelu robiłam okładkę albumu, drukowałam ją, piosenki eksportowałam jako mp3 i nagrywałam na płycie.

Biurko miałam przy oknie, a z okna było widać pół zielonego Zabrza i panoramę Gliwic. Jesienią wyglądało to szczególnie wyjątkowo, za sprawą różnokolorowych koron drzew. Wieczorami zaś panorama miasta wyglądała najlepiej, bo kochałam wpatrywać się w migoczące światełka wydobywające się z okien i snuć domysły, kto, co i jak teraz robi w każdym z tych okienek.

Nigdy nie zapomnę tego beztroskiego uczucia posiadania wolnego dnia, ale i obecności najbliższych tuż za ścianą. Zawsze będę się już odnosić do tamtych chwil, w którch tworzenie było dla mnie czymś kojącym, przyjemnym i zupełnie nie irytującym. Przez muzykę potrafiłam się nie tylko relaksować, ale i werbalizować swoje emocje. Półświadomie latami fundowałam sobie doskonałą terapię, dzięki której burzliwe lata gimnazjum były dla mnie bardziej znośne. Nie przeszkadzało mi, że nikt tego nie słucha, że nikt o tym nie wie. Nie goniłam za uznaniem i dzięki temu naprawdę cieszyłam się tym, co robię. Dziś cały czas gdzieś z tyłu głowy mam poczucie, że jestem niewystarczająco dobra, że chciałabym być bardziej. Bardziej znacząca, bardziej rozpoznawalna, bardziej godna do naśladowania. A w sumie po co mi to?

Dziś najchętniej usiadłabym przy moim biurku przy oknie, popatrzyła sobie na kolorowe Zabrze z dziesiątego piętra i otworzyła nowy plik, w którym zaczęłabym układać dźwięki.

Usiadłam za to na żółtej kanapie, jeszcze w piżamie, bo się wygrzewam chorobowo, otworzyłam nowy plik tekstowy i spoglądam co chwila w okno. Na inne bloki, w innym mieście, siedemnaście lat później. 

Szukam siebie i chyba dziś znowu się ze sobą spotkałam. I tym razem to miłe spotkanie.